Rano zszedłem do warsztatu trochę spóźniony i od razu natknąłem się na Roberta. Siedział na moim motorze i przyglądał się mi bezczelnie. – Złaź i nigdy więcej go nie dotykaj – warknąłem. – Ciotka wie, gdzie jesteś? – Nie muszę się jej tłumaczyć – przełożył nogę i zsiadł z maszyny. Od razu mi ulżyło.

Do związku trzeba dwojga. Ale do rozstania wystarczy jedno. Głęboko w to wierzę i staram się ludziom tłumaczyć, że aby się rozstać, nie trzeba obopólnej zgody. Wystarczy, że jedna strona tego pragnie. Wystarczy, że jedna osoba nie chce rozmawiać i do dyskusji nie dojdzie. Wystarczy, że jedno ma w dupie, by starania drugiej strony nie odnosiły skutku. Krążą co prawda legendy o wybłaganych powrotach i wystaranych jednostronnie miłościach, ale nie wierzę w takie rozwiązania. Prędzej czy później ktoś się w takim związku obudzi i albo dojdzie do wniosku, że nie kocha – albo że nie wystarczy mu uczucie partnera. Mój przyjaciel bardzo zgrabnie to ostatnio ujął: Jeśli związek trzyma się tylko dlatego, że się bardzo o niego staram i ciągle walczę o to, żeby było dobrze, to wystarczy jeden kryzys; jedno nieuniknione potknięcie, trudności w pracy, choroba lub nawet gorszy dzień, by taki związek runął jak domek z kart. O dobry związek nie trzeba walczyć na co dzień. On powinien stać na mocnych fundamentach i wymagać remontu tylko w momentach kryzysowych. A te kryzysy będą. To pewne. Jeśli więc czujesz, że Twoja walka o związek trwa już długo. Nie tydzień lub miesiąc, ale rok lub lata. To daj sobie spokój i odejdź. Nie marnuj sobie życia, nie spędzaj lat na byciu nieszczęśliwym. Niezależnie od tego, czy to Ty nie kochasz partnera – czy to on nie kocha Ciebie, przez wzgląd na Was oboje – odejdź. Tak będzie lepiej. Odszedł do innej kobiety, bo nie mógł wytrzymać z żoną. Przeczytałam ostatnio zwierzenia pewnego mężczyzny, który zdradził żonę i w długim, emocjonalnym tekście tłumaczy, że to ona była temu winna. Artykuł macie tu (klik) i nosi wdzięczny tytuł „Odszedłem od żony. Dlaczego świat mnie nienawidzi?” aka „Zostawiłem ją dla innej kobiety. Ale to moja żona do tego doprowadziła”. Artykuł nie jest agresywny. Nawet żal się robi tego faceta, bo z tego, co opisuje, jego związek był już martwy od lat i z taką żoną, jak ją przedstawił w tekście, nikt normalny by nie wytrzymał. W skrócie: po urodzeniu dzieci ona przestała go zauważać, od lat nie uprawiali seksu, ona miała do niego ciągłe pretensje i traktowała go instrumentalnie. Po 10 latach zakochał się w innej kobiecie i postanowił odejść. Przeczytałam tekst. Biedny facet, pomyślałam. Biedna żona też. Tyle lat tkwili w tym związku, ewidentnie nieszczęśliwi i zamiast się normalnie w którymś momencie rozstać, zmuszali się do bycia razem. Bo dzieci. Bo jest szansa, że będzie lepiej. Bo brak kasy. Bo cokolwiek. Wielka szkoda, że żadne z nich nie miało jaj, żeby to zakończyć. Bo tkwienie w związku bez miłości jest jak chodzenie po polu minowym. Prędzej czy później ktoś się zakocha w kimś innym, kto da mu miłość i czułość, których brakuje w małżeństwie. A z tego już nic dobrego nie będzie, bo któreś będzie miało wyrzuty sumienia, drugie nagle poczuje się oszukane i może nawet pomyśli, że już nigdy z nikim nie będzie szczęśliwe. Może nawet tak się stanie, w wyniku obniżonej samooceny i nieufności będącej wynikiem bycia zdradzonym. No biedni ludzie. A potem przeczytałam komentarze. Szukanie winnego W komentarzach pełno opinii krytykujących żonę – że sama zasłużyła, że straszna, że właśnie przez takie kobiety rozpadają się związki. Ale nie zabrakło też i komentarzy krytykujących męża – że nieudacznik, że próbuje na nią zwalić winę za swoją zdradę. Ci pierwsi nie pomyśleli, że w artykule brakuje zeznań kobiety. A może historia opowiedziana jej oczami byłaby już inna? Może miała powody, by zachowywać się w dany sposób? Może i on miał swoje za uszami? Drudzy zaś zapominają, że każda zdrada ma swoją przyczynę. Nie zdradza się kobiet, które się kocha i z którymi jest się szczęśliwym. Nie skacze się na bok w szczęśliwych związkach (pomijam oczywiście wolne związki i choroby psychiczne. Nie, nie łączę jednego z drugim. Przypadkowo stoją obok siebie ;)). A czy nie przyszło Wam do głowy, że tu nie ma winnego? Że najzwyczajniej w świecie miłość między ludźmi wygasła? Albo że, zakładając teorię przeznaczenia, nie byli sobie pisani? Ona nie powinna była wyżywać się na mężu, a on nie powinien był zakochiwać się w innej. Ale przecież zarówno wyżywanie się na kimś jak i zakochiwanie w kimś innym nie bierze się z powietrza. Jeśli w ogóle można mówić tu o winie, to jest ona obopólna. Żadne z nich nie zakończyło tego związku wcześniej. Co jest gorsze: zdrada czy nieustanne unieszczęśliwianie partnera? No właśnie. W moralności naszej kultury niewiele jest gorszych rzeczy niż zdrada. A moim zdaniem trwanie w związku bez miłości, wyżywanie się na partnerze i złe go traktowanie jest równie złym uczynkiem. Oba wynikają z braku miłości lub innych poważnych problemów w związku. Obu można uniknąć, jeśli nad związkiem się popracuje – albo, jeśli ta praca nie pomaga – po prostu się ten związek zakończy. Tylko ludziom jaj do tego brakuje i wymyślają mnóstwo wymówek, by tego nie robić. Na przykład „że dzieci będą przez to cierpieć”. Uwierzcie mi, że dzieci dużo mocniej skrzywdzicie, zapełniając ich rodzinny dom kłótniami, pretensjami, cichymi dniami i zwykłym brakiem szczęścia ich rodziców. Dacie im wzór toksycznego związku, którym możecie zainfekować ich przyszłe relacje. Albo że nie opłaca się Wam rozstawać, bo długi rozwód, bo wspólny kredyt, bo brak kasy. No błagam. To jest tak niskiego sortu argument, że nawet nie chce mi się go komentować. Nie chce Ci się dążyć szczęścia, bo stracisz pieniądze? Przecież to jest właśnie jedyny cel posiadania pieniędzy – kupować nimi szczęście. nie krzywdź i nie pozwól innym się krzywdzić Nie wymagam od ludzi wiele. Nawet czasem się o to spieram z Sebą, bo on twierdzi, że wobec innych powinnam mieć takie same wymagania jak wobec siebie. Ale tak nie jest. Akceptuję fakt, że ludzie są w większości słabi, boją się i popełniają błędy. Nie skreślam ich tylko dlatego, że kogoś zdradzili albo zachowują się jak chujki w swoich związkach. Ich błędy, ich związki, ich życie. Ale wobec siebie i mojego partnera mam wysokie wymagania. Nie zdradzę człowieka, którego kocham. Nie będę też mu niszczyć życia awanturami, pretensjami lub zwykłym chłodem i wymagam tego samego od niego. Jeśli przestanę go kochać albo poczuję, że on nie kocha już mnie – zakończę ten związek. Niezależnie od tego, czy będą nas łączyć dzieci, kredyty lub mieszkania. Niezależnie od mojego wieku i tego, „czy jeszcze kogoś sobie znajdę”. Odejdę, bo szanuję siebie i mężczyznę, którego wybrałam. I chciałabym, żeby on miał to samo podejście. A komentatorom internetowym życzę, żeby spojrzeli na siebie zanim kogoś skrytykują. Żeby pomyśleli, czy przypadkiem nie kieruje nimi własna frustracja lub lęk. Żeby nie oceniali każdego na siłę, koniecznie i bezlitośnie – a już na pewno żeby tego nie robili przed poznaniem całego obrazka. Życzę im też, żeby przestali wreszcie szukać winnych – zwłaszcza w sprawach, w których chodzi o emocje. Miłość lub jej brak. Tu nie ma winnych. Miłość, wbrew temu, co się nam wciska do głów od dzieciństwa, nie jest jedna na całe życie. Nie jest nieskończona. Nie jest wieczna. I nie jest taka sama dla wszystkich. Handlujcie z tym. :)

Odp: Odszedłem od cudownej kobiety, teraz żałuje. Rozumiem, że przez swoje problemy odtrąciłeś tą kobietę. Teraz odezwał się w Tobie pies ogrodnika, bo ona ma romans ze swoim szefem. Czyli zrozumiałeś, że byłeś idiotą, a my mamy podać Ci chytry sposób, żeby tą dziewczynę wyprowadzić z miłosnego haju do swojego szefa.

Sojka twierdził, że rozstał się z Trelą, bo aktorka chciała, aby odgrodził się od rodziny i nie utrzymywał kontaktów z Nie mogła unieść faktu, że nie zamierzam opuścić dzieci, że chcę być dla nich ojcem i mieć dobre stosunki z ich matką – cytuje słowa wokalisty Na rzeczywistości powód był bardziej prozaiczny – po sześciu latach związku, gdy oboje mieli dość nieporozumień i kłótni, Trela po prostu odeszła od Sojki. Aktorka porzuciła go dla dziennikarza muzycznego Roberta gdy ona zaczęła układać sobie życie u boku nowego partnera, zrozpaczony Sojka pocieszenia szukał w alkoholu i Ta miłość spowodowała niewyobrażalne turbulencje w moim życiu rodzinnym – powie później w Twoim Stylu. - Odszedłem od żony i synów. Ale dzięki temu dostałem bolesną naukę. Narozrabiałem, choć nie było warto.
Translations in context of "odszedłem od zmysłów" in Polish-English from Reverso Context: Nawet moja mama myśli, że odszedłem od zmysłów
Wielka afera w Oświęcimiu. Narodowy Fundusz Zdrowia nałożył karę na pogotowie ratunkowe. Chodzi o sprawę z kwietnia 2021 r. 66-latka zmarła po tym, jak ratownicy nie podjęli jej reanimacji. Jak ustaliła "Gazeta Krakowska" postępowanie w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa w Oświęcimiu. Według byłej lekarki tego pogotowia, ta sprawa to tylko czubek góry zdarzyło się w kwietniu zeszłego roku. Było mroźny, jak na tę porę roku poranek. 66-letnia pani Zofia, do tej pory w dość dobrym stanie zdrowia - jak zapewniają członkowie jej rodziny, zaczęła skarżyć się swojemu mężowi Stanisławowi, że ma problemy z oddychaniem i brak jej tchu. Mąż zaniepokojony sytuacją od razu zadzwonił na numer 112. Oddał słuchawkę Krzyczała im do słuchawki "Duszno mi, ratujcie mnie!” - przypomina sobie te dramatyczne chwile pan Stanisław. Jeszcze przed przyjazdem karetki, kobieta straciła przytomność. Wtedy jeszcze raz małżonek wykręcił numer alarmowy. Pogotowie już było pod domem, ale - jak wspomina mężczyzna, nie włączono nawet sygnału dźwiękowego, co może sugerować, że nie spieszono się zbytnio z ratunkiem.– Zadzwonił domofon, więc odszedłem od żony i od razu otwarłem drzwi na korytarz, bo myślałem, że polecą biegiem. A oni szli spacerkiem, z torbą i butlą. Przypięli plasterki na klatkę piersiową żony, podłączyli ją do kardiomonitora i pokazała się kreska. Jeden z nich powiedział: „Przykra wiadomość, pana żona od dawna nie żyje”. Zdziwiłem się: „Jak to? Siedem czy osiem minut temu krzyczała do telefonu, to jak może nie żyć od dawna?” – tak pan Stanisław opisał to, co działo się później reporterom programu "TVN - Uwaga!"Do tej pory jest jednak przekonany, że jego żona mogłaby przeżyć, gdyby tylko ratownicy z oświęcimskiego pogotowia od razu przystąpili do reanimacji. Twierdzi, że jego żona na krótko przed przyjazdem karetki jeszcze żyła i dało się jej roku od tego zdarzenia błędy ratowników dostrzegli biegli z Narodowego Funduszu podstawie przeprowadzonej kontroli oraz uzyskanej dokumentacji i wyjaśnień świadczeniodawcy stwierdzono, że zespół ratownictwa medycznego nie podjął resuscytacji krążeniowo-oddechowej, uznając ją za bezzasadną i odstąpił od medycznych czynności ratunkowych, pomimo braku stwierdzenia tzw. pewnych oznak śmierci - napisano w uzasadnieniu decyzji NFZ o ukaraniu Zakładu Opieki Zdrowotnej w Oświęcimiu za niezgodne z przepisami postępowanie pracowników efekcie ZOZ zapłaci 71 tys. zł jednak nie koniec kłopotów dla winnych tej sytuacji. Sprawa trafiła pod prokuratorską Prowadzimy postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Jest ono w toku na chwilę obecna. Nikomu nie postawiono jeszcze żadnych zarzutów - potwierdza w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Mariusz Słomka, zastępca Prokuratora Rejonowego w Berezowska, anestezjolog i specjalista chorób zakaźnych, to była pracownica oświęcimskiego pogotowia. Jest przekonana, że doszło tutaj do nie ma pewności, że 66- latka by dziś żyła, to ja na pewno bym się tej reanimacji podjęła na ich miejscu. Przecież do zatrzymania krążenia mogło dojść nawet na kilkanaście sekund przed przyjazdem karetki - mówi w rozmowie z "Krakowską". - Nawet Rzecznik Praw Pacjenta potwierdził, że nie podjęcie resuscytacji to naruszenie praw pacjenta - też, że ta sprawa to tylko wierzchołek góry Od lat miałam sporo zastrzeżeń do tego, jak kieruje się pracą tego pogotowia. Gdy jednak zwracałam uwagę na nieprawidłowości, to stałam się ofiarą mobbingu - mówi nam kategorycznie odrzuca Edward Piechulek, dyrektor szpitala powiatowego w co znajduje się w przestrzeni medialnej nie musi być prawdą, nie mam teraz czasu na rozmowę - oświadczył naszemu nieprawidłowości w tej placówce, po skardze doktor Berezowskiej, mają zająć się też radni powiatu Molo w Osieku przyciąga turystów w upalne wakacje. To niezwykłe miejsceJakie szkoły wybrali absolwenci szkół podstawowych w powiecie oświęcimskim?Oświęcim. Licytacje komornicze domów, mieszkań i działekTrwa remont dworca kolejowego w Oświęcimiu. Czynny jest podziemny tunelPiotr Cywiński, dyrektor Muzeum Auschwitz, nagrodzony przez AmerykanówPorąbka Kozubnik to miejsce przyciągało kiedyś ludzi z całej Polski [ZDJĘCIA]Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Translations in context of "raz odszedłem tak" in Polish-English from Reverso Context: Jak raz odszedłem tak bycie daleko stało się moją drogą. Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem. Autor Wiadomość Dołączył(a): Cz lis 20, 2014 14:49Posty: 128 Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem. WitamTak piszę, bo stoję pod ścianą i nie wiem co dalej, w którą stronę ruszyć. Mam 35 lat. Jestem wierzący i praktykujący, ale w tym temacie w wielu kwestiach można by do mojej postawy się przyczepić. Ślub z żoną brałem, gdy miałem 30 lat. Mamy dwoje dzieci. Długo kawalerzyłem, więc mam sporo na koncie różnych występków. Było dużo alkoholu, kolegów i praktycznie już brak wyraźnego celu. Ot takie hedonistyczne, puste życie, bez miejsca na kobietę. Rodziców nie opuszczałem z myślą jakby to biedni przeżyli, kto by się nimi zajął, zwłaszcza mamą, bo tata też cale życie pił i średnio na niego można było liczyć. Unikałem z nimi awantur, nawet gdy miałem poczucie, że to ja mam rację. A co tam, niech mają. Aż poznałem swoją przyszłą żonę. Po półtorej roku znajomości pobraliśmy się. Jest osiem lat młodsza. Pierwszy problem - wesele. Obie z teściową mają podobne charaktery i podobne życiorysy, z tym że teściowa jest twardsza. Się nasłuchaliśmy...ale. Zamieszkaliśmy u moich rodziców w pokoju 10 m2. Z biegiem miesięcy sielanka zaczęła się psuć. Co dzień jakieś pretensje mamy i żale do żony, ale do mnie wygłaszane. Zapytałem wreszcie- czego mama chce? Czy żebym żonę wypędził, czy co? - płacz, krzyk gniew. Wsiadłem w samochód i pojechałem do pracy. Po powrocie wszystko w normie. Były plany na budowę i dożywotnie mieszkanie z rodzicami, umówiony architekt, kupiona działka, ale... Siostra przyjeżdżała dzień w dzień z dziećmi, a mamie zaczęły się piętrzyć problemy. A to żona nie zajęła się dziećmi siostry jak należy, a to źle spojrzała, a to nie wyszła z pokoju. Była impreza, po której wybuchła awantura, też niby przez moją żonę, ale to mąż siostry sprowokował, a ja zawiodłem przez alkohol. Stare demony wzięły nade mną górę. Ale jak się otrząsnąłem, to zacząłem żony bronić. Szykany i pretensje piętrzyły się. Byliśmy jak piąte koło u wozu. Mama mi gderała, nawet kiedyś powiedziała, że umrze mi żona na raka mózgu bo jest blada (fakt, ma problemy z anemią w trakcie ciąży, czy niskim ciśnieniem, ale taki tekst do syna?). Nasilały się szykany w okolicach świąt, aż w półtora roku po ślubie po strasznej awanturze przedświątecznej, bo żona nie zorientowała się, że trzeba masę do ciasta przygotować obiecałem żonie, że wyprowadzamy się w ciągu roku. Zaczęliśmy szukać mieszkania i znaleźliśmy niedaleko. Też z myślą o rodzicach i doglądaniu ich. Żona zaakceptowała moją "rolę" jeszcze przed ślubem. Żona zaszła w ciążę (świadomie zdecydowaliśmy) i przed porodem wprowadziliśmy się na swoje. Ciąża była z problemami i po porodzie też były problemy, ale przetrwaliśmy. Też powiedziała, że dziecko nam umrze bo ma krostki. Żona się popłakała, a ta siadła i pojechała do domu. Siostra była dzień w dzień ze szwagrem do przeprowadzki obecna, a szwagier pomagał się wyprowadzić. Mama w strasznej histerii przy przeprowadzce i gniewie. Przykro było, ale nie widzieliśmy innego wyjścia. Po naszej przeprowadzce siostra przestała przyjeżdżać do mamy dzień w dzień z dziećmi. Różnie potem było- na dystans i z próbą normalizacji i dalszymi planami na wspólne zamieszkanie z nimi na ich starość, ale... Największym powiernikiem mamy była siostra i szwagier. Z językiem na brodzie biegali jej z pomocą , mimo że szwagier co pół roku dosłownie mamie w twarz w podzięce-robiąc awanturę. Nie liczyła się opieka nad dziećmi w czasie gdy on szarpał nadgodziny. Moja mama też potrafi robić awantury. Kolejno odwracali się ludzie, nawet i od nas, bo jak coś wzięła na tapetę i język to tyle obracała, że nie było potem co zbierać. Z połową rodziny zagniewana i na stopie służbowej. Ale my staliśmy z boku i się cieszyliśmy, że nie wali prosto w nas. Szwagier z siostrą mącili, podpuszczali, manipulowali. Puszczaliśmy mimo uszu, albo pakowaliśmy się i jechaliśmy do domu. Siostra ze szwagrem z biegiem czasu przestali nas odwiedzać - tylko służbowo. Już cieszyliśmy się normalizacją, aż przyszedł czas gdy u mamy przed oknem miała stanąć budowla, która mamie się nie podobała. Próbowałem w firmie coś wskórać, ale to było poza naszym zasięgiem i decyzją. decyzje zapadały kilka pięter wyżej i nawet nie byliśmy o tym informowani. Ale szwagier wiedział lepiej i mamę uświadamiał. Przyjechała do mojej firmy i zaczęła robić awanturę szeregowemu pracownikowi. Chwała Bogu, że szef miał służbowy wyjazd. Szalała po całym powiecie, odgrażała się wszystkim, wyzywała mnie, jaki to ja niedobry jestem i co ona nawojuje. Nic nie odpowiedziałem. Nikt na jej drodze nic jej nie odpowiedział, tylko zbył, albo się odsunął. Następnego dnia zadzwoniłem do siostry i powiedziałem, żeby ją opanowała bo ma troje dzieci i jak się mamuśka nie uspokoi to razem w kolejce w pośredniaku po zasiłek będziemy stali-mamy wspólnego szefa. No i... Mama od ponad tygodnia się nie odzywa, a ja nie mam jakoś motywacji zadzwonić, czy pojechać. Ostatnia jej rozmowa ze mną to były wyzwiska pod moim adresem i nie dostrzegłem tam matczynej miłości. Nie chcę kontynuacji akcji i z każdym dniem mam coraz mniejszą ochotę wyciągnąć pierwszy rękę. Tylko siostra dwa razy dzwoniła, żebym się nie zawzinał i pojechał. A nam jak na złość wypadły problemy zdrowotne syna i bieganie cały tydzień po lekarzach. Nie w głowie było zakładanie worka pokutnego i sypanie popiołu na głowę. Wiem, że muszę z rodzicami w zgodzie żyć, ale nie potrafię tego robić z pozycji szmaty to wycierania podłogi, czy też butów. Pewnie nikt nic sensownego nie podsunie, ale chociaż się wyżaliłem. Pozdrawiam. Cz lis 20, 2014 15:54 mareta Dołączył(a): Pt cze 03, 2011 8:17Posty: 2586 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem West. Pojechać trzeba, bo to matka, ale nie dać się sterroryzować. Jedź, ale poczekaj niech emocje najpierw opadną. Lepiej, jak emocje trochę opadną. Wór pokutny zostaw w domu, nie masz za co pokutować. Pamiętaj, najpierw żona i dzieci, potem matka. W tym wszystkim widać, że masz cudowną żonę, skoro tyle znosi. Szwagrowie często- robią tzw niedżwiedzią przysługę. Pozdrawiam. Cz lis 20, 2014 19:55 Maxx Dołączył(a): Wt sty 11, 2011 10:46Posty: 70 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem West1979, rodzicom należy się szacunek, ale to nie znaczy, że masz się dać szantażować, wykorzystywać itp. Dzisiaj jesteś przede wszystkim mężem, ojcem, głową rodziny. Z matką relacje powinny być oparte na partnerskich zasadach o wiele bardziej niż wtedy gdy byłeś dzieckiem. Dopóki matka nie jest zainteresowana wzajemnym szacunkiem, akceptacją, to pewnie problemy o których piszesz będą się tylko piętrzyły, jeśli będziesz się starał jej dogadzać. Przyzwyczaiłeś ją niestety do tego przez lata, ale już chyba czas powiedzieć STOP. Życzę by się relacje z matką poprawiły, ale pamietaj że to za żonę i dzieci jesteś przede wszystkim odpowiedzialny i to jej ślubowałeś wspólne życie i miłość. Szczęść Wam Boże! Cz lis 20, 2014 20:50 mr_fuchs Dołączył(a): Cz maja 12, 2011 15:12Posty: 322 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem Nie masz o co mieć wyrzutów sumienia. Niektórzy sami zabiegają o to, by umrzeć w samotności. Z Twojego opisu wynika, że matka to nad wyraz toksyczna osoba, która nie potrafi uznać swojego miejsca. Huknij na nią i nie dyskutuj tylko poinformuj jakie są priorytety : najpierw żona, potem dzieci, potem matka. I tak już do jej śmierci. Cz lis 20, 2014 21:25 ogon__ Dołączył(a): Wt maja 31, 2011 16:27Posty: 331 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem Najlepiej by zrobiła jakaś terapia rodzinna u psychologa. Każdy uważa, że jest czysty i niewinny jako dziewica, a tylko inni czepiają się bez powodu i manipulują. Twoje spojrzenie na całość jest naturalne, ale to nie znaczy, że obiektywne. Założę się, że matka i siostra mają się za nieskalane, a to twoje zachowanie jest dla nich problemem. Sądzę, że to już za daleko zaszło, żeby dialog coś pomógł, na takim etapie focha każda rozmowa przeradza się w kretyniczną bitwę na słowa. Tu do rozmowy trzeba koniecznie trzeciej osoby, której sama obecność wyhamuje emocje i pozwoli na poważne podejście do swoich uczuć. Pt lis 21, 2014 8:07 West1979 Dołączył(a): Cz lis 20, 2014 14:49Posty: 128 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem Żadna terapia w grę raczej nie wchodzi, chyba że jakaś w formie sądu nade mną lub żoną. Z nikim się nie kłóciłem, nikomu nie wygarnąłem prawdy w twarz, bo jakakolwiek próba dyskusji kończyła się histerią ze strony mamy. Więc odpuściłem i nie dyskutowałem, nie oceniałem. Usłyszeć od własnej matki kilkakrotnie, że nie będzie się miało dzieci bo żona bezpłodna, bo umrze na raka, bo jej rodzina jest taka, czy siaka i ile to krzywd już było. Nic na to nie odpowiadałem, tylko słuchałem - przez rok. Najwyżej przerywałem śniadanie i wychodziłem do pracy, słuchając na odchodne wrzask, że nie idzie się ze mną dogadać. Odkąd zakomunikowaliśmy, że się wyprowadzamy szykany w znacznej mierze ustąpiły. Tylko co jakiś czas jakiś foch, ale też ignorowaliśmy. Siostra ze szwagrem rodzicami na starość się nie zajmą, bo ich znam. Siostra też wiecznie pokrzywdzona i prześladowana. Wykorzystują rodziców. Czasem po dwa-trzy razy dziennie rodzice do nich jeżdżą. Szwagier otwarcie wokół się śmieje, że lepiej trzymać emeryta niż krowę. Mówi się, że miłość rodziców do dzieci rośnie wraz z odległością. Może za blisko mieszkamy? Po wyprowadzce rodzice bardzo rzadko nas odwiedzali. Chyba, że musieli. I to tak, żeby odjechać zanim wrócę z pracy. Co innego z siostrą - u niej byli dzień w dzień. Pomagali nie powiem. Siedzieli nam z dzieckiem dwa-trzy dni w tygodniu przez ponad pół roku, jak żonie praca się trafiła. Ta pomoc rodziców polegała na tym, że rano wywoziłem dziecko samochodem do nich i przywoziłem. Nie było tłumaczenia, że ponad półroczne dziecko nie bardzo na 15-20 stopni mrozu wynosić na świeże powietrze z rana. Teściową do domu przywoziłem na pozostałe dni. Ale było, minęło. Arabska logika - jest etat, będzie drugie dziecko, za za nim zwolnienie lekarskie do końca umowy, roczny macierzyński i środki do życia zabezpieczone na najbliższe 3 lata, a potem zobaczymy - do przedszkola się towarzystwo eksmituje. Żona 1 dzień się zastanawiała i zgodnie z planem wszytko poszło. Nie powiem. Pomogli w potrzebie, ale zawsze jakieś ale, jakiś spisek, zawsze ktoś coś, aż przyszedł obecny kryzys. Się piętrzyło, przemilczało dużo, aż wreszcie wybuchło. Pt lis 21, 2014 9:24 Maxx Dołączył(a): Wt sty 11, 2011 10:46Posty: 70 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem West1979 napisał(a):(...)Usłyszeć od własnej matki kilkakrotnie, że nie będzie się miało dzieci bo żona bezpłodna, bo umrze na raka, bo jej rodzina jest taka, czy siaka i ile to krzywd już było. Nic na to nie odpowiadałem, tylko słuchałem - przez rok. Najwyżej przerywałem śniadanie i wychodziłem do pracy, słuchając na odchodne wrzask, że nie idzie się ze mną dogadać. (...)West, a gdzie Ty masz język? Pewnie matka pomyślała, że jej przytakujesz swoim milczeniem, wiec później miej pretensje do siebie. Ludzie dorośli rozmawiają ze soba. Jesteś teraz bardziej mężem i głową swojej rodziny, niż wrażenie, jakbyś jeszcze nie odciął pępowiny z matka. Najwyższy to jak matka sobie układa relacje z córką i jej mężem, to ich sprawa. Pt lis 21, 2014 9:51 Johnny99 Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42Posty: 16048 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem Nic ci konkretnego nie doradzę, ale powiem tak - długi czas "siedziałem" w rozwodach i tajemnicą poliszynela jest, jak duży procent z nich ma taki czy inny związek z problemami na linii rodzice-dzieci. Ja akurat miałem wielkie szczęście do rodziców - kiedy wziąłem ślub, mój Tata powiedział mi wprost: "teraz twoja żona powinna być dla ciebie ważniejsza niż my". I widzę, że oboje starają się żyć z nami wedle tej zasady. Czasem to jest trudne, również dla mnie (bo to niekiedy wygląda tak, jakby się odsuwali), ale innego wyjścia nie ma. Ci, których rodzice tego nie rozumieją, lub którzy sami tego nie rozumieją, mają, niestety, trudniej - muszą walczyć. Ale tak samo nie mają wyjścia. Jak to napisano wyżej - musisz odciąć pępowinę. To nie będzie łatwe i bezbolesne dla obydwu stron, ale z drugiej strony nie oznacza przecież zerwania relacji - są większe tragedie w życiu. Trzymam kciuki. _________________I rzekłem: «Ach, Panie Boże, przecież nie umiem mówić, bo jestem młodzieńcem!» Pan zaś odpowiedział mi: «Nie mów: "Jestem młodzieńcem", gdyż pójdziesz, do kogokolwiek cię poślę, i będziesz mówił, cokolwiek tobie polecę. (Jr 1, 6-8) Pt lis 21, 2014 10:05 West1979 Dołączył(a): Cz lis 20, 2014 14:49Posty: 128 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem Trudno przekreślić wszystko i ot tak się odsunąć. Myślami człowiek pozostaje tam i się martwi bo zostają sami zdani na siebie, ale mama pracowała na to systematycznie. W dłuższej perspektywie nie dadzą sobie rady i będzie jeszcze większa tragedia bo bezradność uznają za upokorzenie. Gadałam z ojcem, żeby trochę jakoś ją hamował, żeby się wypowiedział. Całkowicie ubezwłasnowolniony, nic nie zareagował. Mama całe życie chorowała, całe życie wymagała uwagi. Z perspektywy czasu myślę że problemy z sercem i nadciśnieniem były przez jej histeryczny charakter. Dopiero po wyprowadzce z każdym miesiącem staję na nogi a to już 3 lata na swoim. I coraz większego dystansu nabieram. Gdybyśmy ruszyli z budową, to nie miałbym na dzień dzisiejszy ani żony, ani dzieci, ani domu. To opatrzność Boża, że w porę wybuchła. Staram się być obiektywny i również załagadzać żonę, gdy już ją ponosi. Młodsza, to jeszcze się da. Co do wypowiedzi i dyskusji z matką - nie ma dyskusji. Wszelkie słowo wypowiedziane we własnej obronie to krzyk, płacz, gniew i histeria. Nie ma dyskusji tylko jeszcze bardziej agresywny atak. Filozofia na życie -wrzaskiem wszystko załatwię. Nie było dyskusji, więc przestałem dyskutować, bo to nie miało sensu. Poszliśmy z żoną na przetrwanie, że do wyprowadzki wytrzymamy. A po tym jak zakomunikowałem mamie, że żona jest w ciąży i że za miesiąc kupujemy mieszkanie, to mama stopniała. Już musiałem się wydać, bo nie chciałem, żeby wszystko gdzieś na wsi wypłynęło z innego źródła. Jeszcze zamętu narobiła, próbując nam załatwić konkurencję do przetargu (co mogłoby podnieść koszty) i skłócając nas z naszymi wieloletnimi znajomymi, ale dalej już poszło wszystko po naszej myśli. Pt lis 21, 2014 10:32 Anonim (konto usunięte) Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem Trzeba ustalić priorytet. W mojej ocenie małżeństwo i dzieci są człowiek pozostaje tam i się martwi bo zostają sami zdani na siebie, ale mama pracowała na to systematycznie. W dłuższej perspektywie nie dadzą sobie rady i będzie jeszcze większa tragedia bo bezradność uznają za sprawa, że się martwisz bo to w końcu rodzice są, ale z całego opisu wynika że mama ma jeszcze energii za dwoje, tylko niewłaściwie ją użytkuje więc może się okazać, że postawiona przed koniecznością przekieruje ją we właściwym kierunku. Tydzień się nie kontaktowałeś i już masz wyrzuty sumienia... oj, ja bym posłuchała Johnny'ego z tą nie martw się na zapas, postawienie wyraźnych granic nie musi oznaczać i normalnie nie oznacza zerwania mogą potrzebować po prostu więcej czasu, aby przyzwyczaić się do myśli, że już nie kontrolują Twojego życia a Ty teraz jesteś głową nowej rodziny. Pt lis 21, 2014 10:53 West1979 Dołączył(a): Cz lis 20, 2014 14:49Posty: 128 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem Też jestem rozeźlony, bo zaatakowała w sferze zawodowej. Była nie do powstrzymania i nic nie dało rady przetłumaczyć. Mam ugruntowaną pozycję zawodową i raczej nie powinna była zaszkodzić, ale pozostałby niesmak i wstyd, gdyby zwyzywała szefa i mu się odgrażała. Ludzi się szanuje, zwłaszcza tych od których jesteśmy w dość dużym stopniu zależni ))). Gdy będę chciał zmienić pracę, to ja o tym zadecyduję, a nie za mnie jakieś żywioły. To był cios poniżej pasa i przelało czarę goryczy. Jakąś nadzieję mi to odebrało i coś pękło. Siostra dzwoniła i upominała, żebym się nie zawzinał, bo nie tylko mama tam w domu została, ale też i tata. Nie odpowiedziałem, że u mnie w domu pozostało dwoje wnuków, bo wydawało mi się to oczywiste. Żonie teraz nic nie krzyczała, to gdyby miała wolę to przyjechałaby w odwiedziny pod moją nieobecność. Może nas na przetrwanie wzięła? Tylko we mnie narasta z każdym dniem jakaś niechęć i tego się boję-że z biegiem czasu nie będę potrafił pokonać pewnych barier. Pt lis 21, 2014 11:17 Kael Dołączył(a): Śr kwi 04, 2012 15:51Posty: 15038 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem Ciekawe, ze szale goryczy przelal u ciebie cios w prace zawodowa a nie w zone i rodzine.... Zastanow sie nad swoimi poza tym stosujesz typowa dla wielu mezczyzn (popatrz na wlasnego ojca) strusia nie wystarczy milczec. Masz na spokojnie pojsc do rodzicow, najlepiej bez zony (bo po co ona ma tej histerii tesciowej wysluchiwac) i powiedziec, nie zwazajac na wrzaski i szlochy matki, ze to twoja zona i dzieci sa dla ciebie najwazniejsze. Rodzicom pomocy nie odmowisz, ale nie bedziesz na ich kazde zawolanie i kazda fanaberie. I choc do ojca do dotrze i kiedys zonie przetlumaczy. albo i nie. Ale to on trzydziesci pare lat unikal konfliktow i pozwalal zonie nie tylko sobie kolki na glowie ciosac ale i za niego konflikty zalatwiac. To nie jest wzor meza, ale niestety taki sie tobie twoje dzieci (szczegolnie syn) tego unikania porzadnego rozwiazywania konfliktow nie przejal od dziadka, czyli (obecnie) od ciebie musisz dac mu przyklad jak rozwiazuje sie trudne sprawy. Na pewno nie przeczekujac. Pt lis 21, 2014 11:40 West1979 Dołączył(a): Cz lis 20, 2014 14:49Posty: 128 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem Kael - trochę chaotyczne, ale snuję wnioski. Uderzenie w sferę zawodową, to uderzenie zarówno we mnie jak i w moją żonę. Aktualnie moja praca to nasze jedyne źródło dochodów, więc trzeba je szanować i pielęgnować (plus jakieś tam drobne oszczędności i kredyt). Nawet na zmianę nie bardzo w chwili obecnej mogę sobie pozwolić. Sugerujesz, że mam pojechać pierwszy do matki i próbować krzyczeć głośniej niż ona?Według mnie, jeżeli rozmowa nie pomaga, to krzyk tym bardziej, bo emocje wszystko zagłuszą. Co do żony -broniłem jej. Na każde oszczerstwo wypowiadane 3- 4 raz z rzędu odpowiadałem - nie, to nie jest prawda, nie masz prawa tak jej oceniać, ale to wywoływało jeszcze brutalniejszy atak. Więc się wyprowadziliśmy-to była moja obrona żony przed moją matką. Za mało? A mieliśmy w planach budowę i kupiliśmy wcześniej działkę. Żonie szkoda było bardzo, że nasze ambitne plany odwleką się 10-15 lat, ale też wyjścia nie rozdarty, bo matka zaczyna nienawidzić i mnie i żonę, za to że ja odszedłem od matki i zacząłem żyć własnym życiem. Żona winna, bo mnie odciągnęła. Zapytałem kiedyś mamy, podczas jednego z jej monologów- Czy ja nie mam prawa mieć dzieci?, żony?, własnego życia? Co ja takiego uczyniłem, że to wszystko co próbuję robić, jest złe? - w odpowiedzi wrzask i tyle z dyskusji. To pojechałem do pracy nic nie mówiąc więcej. Pt lis 21, 2014 11:58 Kael Dołączył(a): Śr kwi 04, 2012 15:51Posty: 15038 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem To nie umiesz po prostu powiedziec swojego normalnie? W domu albo krzyczeliscie wszyscy albo milczeliscie? Najwyzsza pora zaczac zachowywac sie jak normalny masz sie pytac matki, co ci wolno a co nie. Do niej - jak widac - od lat zadne argumenty nie trafiaja. To jest nieszczesliwa osoba, ktora zyje tylko emocjami. Ale ona ma wlasnego meza, ktory ma o nia sie troszczyc i jej to kiedys nie sa jej wlasnoscia i jak pewnie juz slyszales: "Dlatego opusci czlowiek ojca i matke i zlaczy sie ze swoja zona i beda oboje jednym cialem. A tak nie sa juz dwoje, lecz jedno cialo".Dlatego masz rodzicow odwiedzac, patrzec, czy nie potrzebuja pomocy, ale w zarodku ucinac awantury o twoje zycie. W ostatecznosci wychodzac. I to nie ty jestes winny tej sytuacji, wiec nie musisz czuc sie osoby, takie jak twoja matka, ktore mistrzowsko potrafia manipulowac calym otoczeniem, zeby osiagnac co chca. Wszyscy dookola czuja sie winni i szukaja sposobow na rozwiazanie konfliktow, a osoba, ktora je tworzy ... nic nie robi, bo nikt nigdy jej do tego nie przy tym gleboko nieszczesliwa - owszem. Ale to nie uleganie jej fanaberiom jest sposobem pomocy dla niej. Pt lis 21, 2014 12:13 West1979 Dołączył(a): Cz lis 20, 2014 14:49Posty: 128 Re: Konflikt rodzice-dzieci i ich rodziny. Odwieczny problem To prawda. Manipuluje wszystkimi wokół i jakiego by zamętu nie narobiła to zawsze na koniec stawia się w roli ofiary, a jej ofiara zostaje przefarbowana na agresora. W tym roku ja stałem się celem jej ostatecznego ataku. Mimo usilnych prób normalizacji po wyprowadzce napięcie też narastało. Sama żona namawiała do zgody i zapomnienia, ale przy każdym zgrzycie przypominało się te 1,5 roku "sielanki" u rodziców - dalsze 0,5 roku było już w miarę. To było z jej strony duże poświęcenie i to uznaję, bo sama w niedzielę do nich mnie ciągnęła. Cały proces pojednania, współpracy i normalizacji nadzorował uczynny szwagier i moja wiecznie bezradna siostra. Potrafili zawsze mamę pocieszyć, doradzić, ocenić, zasugerować. Podczas, gdy się o coś spiąłem z żoną przy niedzielnym obiedzie u rodziców, co guzik go powinno obchodzić, to szwagier potrafił stanąć po odpowiedniej stronie konfliktu i odpowiednio nim dalej pokierować - też ma talent do eskalacji. A to nas na podwórku samochodem zastawił, a to coś skomentował. Siostra zawsze się tylko uśmiechała i nic nie mówiła. Śmiali się do nas co niektórzy i komentowali, bo publicznie potrafił się na nasz temat udzielić, nawet przy nas-w żartach, ale nam trochę z rodziny opowiadali. Średnio żona i szwagier za sobą przepadają, ale w myśl dobra ogółu, powszechnej miłości i dobrobytu ustępowaliśmy, albo zabierałem rodzinę gdy już się najeżyli na siebie jak koty. Przy tym siostrze i jej mężowi nie wolno nic powiedzieć, żeby nie urazić. Tak teraz i w moim przypadku. Na pewno ułożyli jedyną prawdziwą historię, ją zatwierdzili i się teraz pocieszają. Pt lis 21, 2014 12:57 Wyświetl posty nie starsze niż: Sortuj wg Nie możesz rozpoczynać nowych wątkówNie możesz odpowiadać w wątkachNie możesz edytować swoich postówNie możesz usuwać swoich postówNie możesz dodawać załączników Ostrzeżeń: 0/3. Skąd: ze słonecznej Grecji. Wysłany: Pon 12:24, 29 Mar 2010 Temat postu: Żony Michaela Jacksona. Pierwszą żoną Michaela była Lisa Marie Presley. [link widoczny dla zalogowanych] Michael Jackson i Lisa Marie Presley byli małżeństwem w latach 1994-1996. (Data ślubu : 1994-05-26, Rozwód: 1996-01-18 ). - Od ślubu córki dołączają do nas na Wielkanoc obie byłe żony Andrzeja ze swoimi obecnymi partnerami, mój były mąż ze swoją obecną żoną i rodzice i rodzeństwo z małżonkami mojego zięcia - śmieje się Marta. A potem wymienia kolejne dzieci i ich byłych. W sumie 30 osób. Taki 123RFZ miłości do córkiMarta to 58-letnia adwokatka. Gdy poznała Andrzeja, była rozwiedzioną mamą dwóch prawie dorosłych córek (18 i 19 lat). On, także prawnik, miał za sobą dwa małżeństwa, a z każdego z nich dziecko - dwóch synów, wtedy już też prawie dorosłych (17 i 20 lat). - Zakochaliśmy się w sobie na zabój - wspomina Bardzo chcieliśmy mieć wspólnego potomka, mimo że ja byłam już po czterdziestce, a Andrzej nawet po pięćdziesiątce. Chcieć to znaczy móc - urodziła się Matylda. Wtedy moje obje starsze córki studiowały już za granicą, jeden z synów Andrzeja także, więc pod opieką mieliśmy tylko jednego malucha. I pewnie żylibyśmy tak w rozproszeniu, gdyby nie ślub mojej starszej córki, która bardzo chciała, żebyśmy oboje z jej ojcem brali udział we wszystkich uroczystościach. Nie było to łatwe, bo rozstaliśmy się w potwornym konflikcie, z ogromnymi wzajemnymi było rady. Kocham moją córkę, więc zadzwoniłam do Stefana pierwszy raz po 10 latach i poprosiłam o spotkanie. Zgodził się natychmiast. Bardzo się tego bałam, ale to była jedna z najlepszych moich życiowych decyzji. Rzeczowo i na spokojnie wyjaśniliśmy sobie oboje, że nie mamy już wzajemnych pretensji, że oboje byliśmy winni rozpadu naszego małżeństwa, a teraz jesteśmy w nowych, a właściwie już starych związkach - dodaje Marta ze śmiechem. - Zakopaliśmy topór wojenny i na dodatek przypomnieliśmy sobie, jak bardzo się kiedyś i Stefan nie tylko wzięli udział w ślubie i weselu córki, który pomogli jej zorganizować, ale także zainicjowali wielkie świąteczne spotkania patchworkowej rodziny. - W Wielkanoc po południu wszyscy zjeżdżają do nas, bo mamy największe mieszkanie - opowiada To znaczy wiadomo, że jesteśmy my, i nasze dzieci, ale od ślubu córki dołączają do nas obie byłe żony Andrzeja ze swoimi obecnymi partnerami, mój były mąż ze swoją obecną żoną i rodzice i rodzeństwo z małżonkami mojego zięcia. Do tego zawsze wpadają wszystkie nasze dzieci, nawet partnerek i partnerów naszych byłych mężów i żon. Tak, tak, wiem, trudno się w tym połapać, ale generalnie zazwyczaj jest u nas 25-30 osób. Każdy przywozi coś dobrego, parzymy najlepszą na świecie kawę, otwieramy kilka butelek wina i gadamy. Potrafimy tak świętować godzinami. Jak to możliwe? Wszyscy jesteśmy już bardzo dojrzali, żeby nie powiedzieć starzy - mówi Teraz wiem, że szkoda życia na kłótnie, konflikty, wzajemne pretensje sprzed 30 laty. Dzięki temu, że my, starzy, umieliśmy schować nasze przeszłe urazy, dogadać się i zapomnieć, nasze dzieci mają fajna dużą i co najmniej lubiąca się i szanującą rodzinę. Oczywiście na co dzień żyjemy każdy swoim życiem, nie spotykamy się tak często, ot, dwa, trzy razy w roku. Ale mam wrażenie, że wszyscy to lubią - podsumowuje po 25 latachSą jednak rodziny, które nie umieją ułożyć sobie wzajemnych relacji tak, by patchworkowa rodzina dobrze funkcjonowała, a wszyscy jej członkowie czuli się w niej najlepiej jak się da. Krystyna rozwiodła się ze swoim mężem 25 lat temu - "bo pił i hulał". Nie umie się z tym pogodzić i nie chce zaakceptować jego nowej, młodszej partnerki. - To on doprowadził nasze małżeństwo do ruiny, bo zamiast siedzieć w domu, uwielbiał grę na wyścigach, pijackie wypady nad morze i hulaszczy tryb życia - opowiada 59-letnia że jej mąż utrzymywał rodzinę i zawsze o nią materialnie dbał, jednak zamiłowanie do zabawy było dla niej nie do zaakceptowania. Podobnie jak jego obecność na ślubie ich wspólnej córki w towarzystwie nowej partnerki. Krystyna odmówiła siedzenia przy jednym stole z kobietą, nie chciała pozować do wspólnego rodzinnego zdjęcia, robiła córce wyrzuty doprowadzając ją i siebie do Prosiłam, żeby przyszedł sam, a on musiał przyprowadzić tą wstrętną babę - Krystyna pomstuje na byłego męża. - Ja z nikim się nie związałam, więc oczekiwałabym, że on też zachowa się zdania jest Marian, który uważa, że 25 lat po rozwodzie jego była żona mogłaby już dać spokój scenom zazdrości i przestać robić mu wyrzuty. Zwłaszcza, że z nową partnerką związał się niedawno. Nie rozumie też, dlaczego żona czuję tak ogromną niechęć do jego obecnej towarzyszki życia, skoro w ogóle jej nie twierdzi psycholożka i psychoterapeutka Agnieszka Paczkowska, nieumiejętność emocjonalnego zamknięcia zakończonej relacji może przez wiele lat być źródłem cierpienia, wzajemnych pretensji, nieustającego żalu. - Taki brak ostatecznego wyjścia ze związku i rozdrapywanie ran przynosi straty nie tylko osobie, która to robi, ale także całej rodzinie, dzieciom, obecnemu partnerowi, jeśli taki jest - uważa partnerka jak płachta na bykaKonflikty, które pojawiają się przy rozstaniach partnerów, odbijają się najczęściej na dzieciach. Nie inaczej było przy rozwodzie Maksymiliana i Anety. Jak twierdzi Maks, 43-letni bankowiec, ich małżeństwo od dawna kulało, więź emocjonalna była wspomnieniem, podobnie jak czułość i seks. - Prowadziliśmy wspólne gospodarstwo i wychowywaliśmy dwie córki - Jednak nie chciałem tak żyć i odszedłem od żony. Rozstanie przebiegło dramatycznie, ona nie chciała tego zaakceptować, atakowała mnie słownie i fizycznie. Zapytana, czy robi to z miłości, odpowiedziała, że zepsułem jej wygodne życie. Po 8 miesiącach poznałem kobietę, która też była po rozwodzie, samotnie wychowywała syna. Po jakimś czasie zamieszkaliśmy razem. To zadziałało na moją byłą żonę jak płachta na byka - partnerka wyzywała już nie tylko męża, ale też jego nową partnerkę od dziwek i szmat, mimo że jest pedagogiem. Buntowała dziewczynki, nie pozwalała im jeździć z ojcem na wakacje, a jak już jechały i dobrze się bawiły, to musiały oszukiwać matkę, że było im źle, bo nie chciały jej sprawić przykrości. - Tymczasem relacje mojej nowej partnerki z jej byłym mężem i jego nową partnerką były serdeczne, niemal przyjacielskie. Bardzo zazdrościłem im tego, że umieją się tak dobrze porozumieć - dodaje Ogromny wpływ na dalsze życie, zwłaszcza w rodzinie patchworkowej ma to, w jakim stanie ludzie wychodzą z zakończonych związków, to, czy umieją ze sobą rozmawiać - mówi Agnieszka Paczkowska. - Bo jeśli pretensje o różne rzeczy z przeszłości cały czas są w powietrzu, to nie ma przestrzeni na porozumienie i dogadywanie się. Zazwyczaj w takiej sytuacji najbardziej cierpią dzieci, które są między młotem a kowadłem, często znajdują się w sytuacji nierozwiązywalnej. Bo jak jednocześnie dzieci mają dobrze bawić się z ojcem i jego nową partnerką, skoro wiedzą, że matka jest o to zazdrosna i sprawia jej to przykrość, choć obiektywnie jej dzieci niczego złego nie robią?PatchworkDane statystyczne są nieubłagane - liczba rozwodów w Polsce rośnie. Co prawda w 2017 r. roku zawarto blisko 193 tys. małżeństw, jednak sądy w tym samym czasie orzekły ponad 65 tys. rozwodów. I jest to tendencja wzrostowa. Warto pamiętać, że statystyki nie uwzględniają związków nieformalnych, w których żyje wiele osób i w których także rodzą się drugiej strony, jak wynika z badań CBOS, przeprowadzanych w 2017 r. tym, co dla Polaków decyduje o sensie życia, najczęściej jest rodzina - tak zadeklarowała ponad połowa, bo 54 proc. z nas. Nic więc dziwnego, że ci, który jeszcze niedawno byli samotnymi rozwodnikami wchodzą w nowe relacje i tworzą nowe rodziny, które często niosą ze sobą bagaż przeszłości: dzieci z poprzednich związków, rodziców, byłych teściów i obecnych dziadków, przyjaciół, kredyty i wspólny z byłym małżonkiem USA taką rodzinę zaczęto nazywać blended family, a u nas rodziną patchworkową, czyli zrekonstruowaną lub jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Odszedłem od chorej na depresje zony wiec wyobcowano mnie Przez Gość gość, Kwiecień 16, 2016 w Ciąża, poród, macierzyństwo i wychowanie dzieci Poprzednia
Od dawna nie układało nam się z żoną. Specjalnie się tym nie przejmowałem. Byłem młody i myślałem, że tak musi być. Koledzy ciągle narzekali na kontakty z małżonkami. Szkoda, że wtedy nie pomyślałem o terapii. Dzisiaj to coraz bardziej popularne i wiem, że skuteczne. Gdy poznałem Julkę, no cóż… Typowy scenariusz. Zakochałem się. Był między nami nie tylko ogień, ale panowało też niesamowite porozumienie dusz. Nigdy tak z żoną nie miałem, choć kiedyś przecież bardzo się kochaliśmy. Nie zastanawiałem się dłużej nad tym romansem. Zdarzył się, bo było mi łatwo odejść do innej. Przecież z żoną od dawna mi się nie układało. Fot. Może jakoś to będzie… Myślałem, że jakoś to będzie. Przecież tyle par się rozstaje, dzielą opiekę nad dziećmi i z czasem, gdy emocje opadają, jest lepiej. Jak bardzo się myliłem. Gdy Karolina, moja żona, dowiedziała się, że odchodzę, wpadła w szał. Całą winę na rozstanie zrzuciła na mnie (trudno jej się dziwić). W sądzie wziąłem winę na siebie. Mieliśmy tylko jedną rozprawę, bo wcześniej przeprowadziliśmy mediacje. Karolina, mimo całej nienawiści do mnie, nie chciała absolutnie bronić mi kontaktów z dziećmi, wręcz przeciwnie. Dziewczynki miały trafiać do mnie co drugi weekend i na niektóre święta plus część wakacji. Z czasem zrozumiałem jednak, że w pewnym sensie straciłem własne dzieci. Dzieci są najważniejsze Brakowało mi codzienności. Kąpieli, przesiadywania w piżamkach, robienia wieczornego kakao, odbierania ze szkoły. Miałem to w weekendy (i też nie wszystkie), ale to było za mało. Ciągle byłem ciekawy co robią, prosiłem Karolinę, by wysyłała mi zdjęcia, jak gdzieś jadą. Widziałem, że ona ma dość tych wiadomości. Z Julką układa mi się dobrze, zaczęliśmy nawet budowę domu i choć nigdy jej tego nie powiem – żałuję, że odszedłem od żony. Albo inaczej – żałuję, że nie spróbowałem tego poskładać do kupy. Może terapia by nam pomogła i nie musiałbym „tracić” dzieci? Tak bardzo za nimi tęsknię. Wiem, jak wiele w życiu mnie omija… Ale czasu już nie mogę cofnąć. Jeżeli jesteś w podobnej sytuacji, jak ja byłem przed laty – spróbuj to uratować. Dzieci naprawdę są najważniejsze. Sprawdź także: Zrezygnowałam dla męża z kariery… Serce mi zamarło, gdy usłyszałem w słuchawce głos byłej żony. Powiedziała, że chodzi o Marcina. Rany, od razu pomyślałem, że coś złego mu się stało! A potem okazało się, że jest o wiele gorzej… Podczas spotkań AA zawsze zachęcają do tego, żeby sobie wybaczyć. Przekonują, że bez tego nie uda się wyjść na prostą. Post kierowany głównie do kobiet które żyły w idealnym związku ale z chęci poprawienia go na maksa. Zmieniły idealnego partnera na człowieka, którego nawet nie wiedzą czy kochają… Są tu w ogóle takie? Bo wydaje mi się że to tylko ja byłam tak idiotyczne głupia… Który miał być przecież lepszym modelem a okazał się.. Same oceńcie. Ale do sedna. Przed obecnym partnerem zylam (teraz tak mi się wydaje, gdy mam porównanie) w idealnym i dosyc długim związku. Mój były partner był czuły,kochający, domyślny, inteligentny, pracowity, męski, dbał o siebie i przede wszystkim o mnie. Traktował mnie z szacunkiem i wzbudził wielka wartość we mnie, o której nawet nie miałam pojecia. Zawsze zaznaczal że jestem dla niego ważna. I tak się czułam. W jego ramionach nawet największy problem stawał się blachy. Nasze życie na prawdę było bardzo udane. Aż zbyt udane. Był jeden problem. On był bardzo spokojnym człowiekiem. Ja również ale od dłuższego czasu czułam że się duszę, że potrzebuję czegoś innego. Z poprzednim nigdzie nie wychodzilam. Imprezy ale tylko domowe. Towarzystwo przyjaciół i rodziny. Broń boże żebyśmy poszli na dyskotekę czy coś w ten deseń. Przeszkadzało mi to i wiele razy mu o tym wspominałam. Już doszło do tego że każdego dnia dusilam się na maksa… Rozstalismy się. W niedługim czasie poznałam obecnego partnera. Zaimponowal mi beztroskim życiem. W mgnieniu oka zauroczylam się. Szybko zaczęliśmy mieszkać razem. Z poprzednim dopiero o tym zaczelismy gadać przed rozstaniem. Gdy ja już wiedziałam że nic z tego nie będzie. Sielanka jednak nie trwała długo bo po roku zaszlam w ciążę. Od tego momentu jest coraz gorzej. Nasze dziecko ma dwa lata. I od tych dwóch lat, jakby coś się między nami popsuło, wygasło. Nie jest już jak dawniej. Mój obecny przed pojawieniem się dziecka. Można powiedzieć że traktował mnie prawie z naciskiem na prawie tak samo jak mój były. Wydawało mi się, że właśnie potomstwo spaja związek. Ale niestety nie u mnie. Mój facet. Mam wrażenie że zapomniał że jesteśmy dalej młodzi i że powinniśmy sobie okazywać jak najwięcej miłości. Której ja tak potrzebuje. Żeby żyć kochajac kogoś i czuć się kochanym. U mnie natomiast życie partnerskie polega tylko o wyłącznie na wychowywaniu dziecka. Nie rozmawiamy na tematy które nas bolą. Nie okazujemy sobie miłości. Nie mówimy komplementow. Żyjemy razem a jednak osobno… Partner przestał o siebie dbać, gdy ja to robię na codzień. Mam wrażenie że przestaje go kochać a on z kolei też nie pozostaje dluzny. I do tego ta chęć przeglądania internetu. I wiszenia na telefonie. Nie cierpię tego. Nie dość że połowę uwagi poświęca dziecku to w dodatku następne pół poświęca smartfonowi… A gdzie w tym wszystkim ja? Tak tęsknię za swoim dawnym życiem. Za miłością która ktoś mnie obdarowywal. Swoim czasem i uwaga… Wiec kobiety, jeżeli będziecie w podobnej sytuacji albo już jesteście. Zastanówcie się 150 razy czy jesteście tego pewne. Tłumaczenia w kontekście hasła "Nie odszedłem od twojej" z polskiego na angielski od Reverso Context: Nie odszedłem od twojej matki dlatego, że mnie zdradziła. W latach 80. była wielką gwiazdą kina. Jej romans ze Stanisławem Soyką był prawdziwym skandalem! Czym zajmuje się dziś Grażyna Trela? Data utworzenia: 17 sierpnia 2021, 7:00. Grażyna Trela w latach 80. była prawdziwą gwiazdą kina. Aktorka wzbudzała zachwyt wielu mężczyzn i miała szansę na naprawdę dużą karierę. Jej romans ze Stanisławem Soyką był prawdziwym skandalem w środowisku artystycznym. Wkrótce potem zniknęła z ekranów i skupiła się na swojej innej pasji. Czym dziś zajmuje się Grażyna Trela? Grażyna Trela w latach 90. była związana ze Stanisławem Soyką. Foto: Krzysztof Świderski / PAP Grażyna Trela miała romans ze Stanisławem Soyką. Aktorka zadebiutowała na ekranie w filmie "Wielki szu". Rok wcześniej ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie. Zagrała w 18 filmach. Zniknęła na dobre z ekranów 14 lat temu, to właśnie w 1997 r. po raz ostatni zagrała w filmie "Sława i chwała". Stanisław Soyka miał romans z Grażyną Trelą, wielką gwiazdą kina. Czym dziś zajmuje się artystka? Grażyna Trela nie tylko grała w filmach, ale także występowała na deskach Teatru Starego w Krakowie w latach 1981-1991. W latach 80. pojawiła się nago na plakacie promującym film "Łuk Erosa" Jerzego Domaradzkiego. Nie tylko zapowiedź, ale również sama produkcja wywołały niemały skandal obyczajowy. Film był bardzo popularny, opowiadał o kobietach wyzwolonych i niezależnych. Trela nie miała nic przeciwko rozbieraniu się na ekranie. Kiedy pytano ją o rozbierane sceny, odpowiadała zawsze bardzo profesjonalnie. Zobacz także - Rozbieranie się na planie jest zawsze krępujące. Aby sytuacja dla aktorki nie była dwuznaczna, wszyscy musimy pamiętać, że robimy film i wykonujemy swój zawód - mówiła w wywiadzie dla "Ekranu". Grażyna Trela nie tylko grała w filmach, ale również śpiewała w "Piwnicy pod Baranami". Nagrywała z Markiem Grechutą, Janem Kantym Pawluśkiewiczem czy Włodkiem Kiniorskim. Pisała także dla magazynu "Film". Grażyna Trela miała romans ze Stanisławem Soyką. Muzyk porzucił dla niej ciężarną żonę i dzieci Jednak na jeszcze większy skandal niż jej role, przyszedł czas później. W 1991 r. poznała Stanisława Soykę. Muzyk dla niej porzucił ciężarną żonę i dwóch synów. Artysta po latach nie wspominał tego związku dobrze i wyglądało na to, że żałował tej relacji. - Wtedy nie miałem pojęcia, w co się pakuję - mówił po latach Soyka w wywiadach. - Jeszcze nie wiedziałem, że jesteśmy z dwóch innych światów... To właśnie podczas związku z Trelą piosenkarz nagrał album zatytułowany "Radical Graża" z którego pochodził utwór "Fa na na na", w którym śpiewał do ukochanej "Jesteś moją kokainą". W środowisku nie wróżono temu związkowi sukcesu, biorąc pod uwagę, że został zbudowany na nieszczęściu rodziny Soyki. Po 6 latach doszło do ich rozstania. Podobno jednym z powodów była zazdrość o dzieci muzyka. - Nie mogła unieść faktu, że nie zamierzam opuścić dzieci, że chcę być dla nich ojcem i mieć dobre stosunki z ich matką - mówił Stanisław Soyka. Co ciekawe artystka nigdy nie mówiła publicznie o swoim romansie, a po tym, jak zniknęła z ekranów, bardzo chroni swoją prywatność. - Ta miłość spowodowała niewyobrażalne turbulencje w moim życiu rodzinnym. Odszedłem od żony i synów. Ale dzięki temu dostałem bolesną naukę. Po tym związku wiem: nie ma miłości bez dialogu. Hamowanie złości, »kiszenie« żalu to droga do katastrofy. Żyłem w wiecznym poczuciu winy - mówił na łamach "Twojego Stylu". Oto synowie Soyki. Podobni do ojca? Grażyna Trela - czym zajęła się po zniknięciu z ekranów? W 1998 ukończyła Studium Scenariuszowe Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi i zajęła się na dobre pisaniem scenariuszy. W latach 1999-2002 studiowała także reżyserię na Uniwersytecie Śląskim. Jej scenariusze były kilkukrotnie nagradzane na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych czy Międzynarodowym Festiwalu Filmowym na Cyprze w 2009 r. Wyreżyserowała kilka teledysków do piosenek Stanisława Soyki. Od 2008 r. wykłada na Krakowskiej Szkole Scenariuszowej i w Krakowskiej Akademii im. A. Frycza Modrzewskiego. Od 2013 r. jest wykładowcą scenopisarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. W tym filmie nie zabrakło scen erotycznych. 30 lat „Łuku Erosa” Kochanki Miauczyńskiego. Co się z nimi dzieje? Ten artykuł ukazał się na stronie po raz pierwszy r. /8 Krzysztof Świderski / PAP Stanisław Soyka i Grażyna Trela związali się w 1991 r. /8 INPLUS / East News Stylizacja Grażyny Treli z filmu "To tylko rock". /8 Krzysztof Świderski / PAP Związek Treli i Soyki przetrwał tylko 6 lat. Kobieta podobno nie mogła pogodzić się z tym, że nie chciał odciąć się od rodziny. /8 - / AKPA Trela zajęła się pisaniem scenariuszy i reżyserią. /8 INPLUS / East News W "Łuku Erosa" zagrała u boku Jerzego Stuhra. /8 INPLUS / East News Tu w filmie z 1987 r. "Trójkąt Bermudzki". /8 INPLUS / East News Trela nie bała się odważnych ról. /8 INPLUS / East News Film "Łuk Erosa" w latach 80. wywołał prawdziwy skandal. Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: Tłumaczenia w kontekście hasła "Właśnie odszedłem od żony" z polskiego na angielski od Reverso Context: Właśnie odszedłem od żony, po 24 latach.
W warszawskim show-biznesie znów zawrzało. Plotkuje się, że Zbigniew Zamachowski (48 l.) wdał się w romans z reżyserką i aktorką Agnieszką Glińską (41 l.). Mówi się nawet, że odszedł od żony i czwórki dzieci. Tymczasem aktor temu zaprzecza i nic sobie nie robi z plotek. Wczorajsze popołudnie jak gdyby nigdy nic spędzał w swoim podwarszawskim domu. - To głupota! Nie odszedłem od żony - powiedział "Super Expressowi" Zbigniew Zamachowski. - Nie będę komentował tych plotek. Niech te rewelacje toczą się swoim torem - dodał spokojnie. A toczą się, toczą... Od kilku miesięcy w środowisku teatralnym mówi się, że Glińska i Zamachowski mają się ku sobie. I że ich miłość wybuchła w pracy na deskach Teatru Narodowego. Plotki podsycał fakt, że ceniona reżyser teatralna dała Zamachowskiemu główną rolę w reżyserowanym przez nią spektaklu "Lekkomyślna siostra". Glińska sama zagrała niewierną żonę, która po przygodzie z kochankiem postanawia wrócić do męża. Próby trwały miesiącami, w lutym 2009 roku była premiera. Oboje mieli więc okazję, by zbliżyć się do siebie. - Kiedy patrzę Agnieszce w oczy, a mam ku temu wielokrotnie sposobność, od razu zapominam tekst - tak aktor zwierzał się w jednym z dzienników tuż przed premierą spektaklu. Takie wyznanie jeszcze bardziej podsyciło plotki. A było one tym bardziej pikantne, że w sztuce grał też partner Glińskiej, Krzysztof Stelmaszyk (50 l.). Aktor znany z serialu "39 i pół" kilka lat temu dla zdolnej pani reżyser porzucił żonę i dwójkę dzieci. Teraz mówi się, że spotkała go za to kara i sam został porzucony. Na pocieszenie Glińska miała mu zostawić ich wspólną córkę, Janinę (7 l.). - Nie będę tego komentował - powiedział Krzysztof Stelmaszyk i wyłączył telefon, jak gdyby miał już dość szumu wokół jego rodziny. A trochę się tego nazbierało. Nazwisko Glińskiej łączono z Borysem Szycem (31 l.) i Łukaszem Garlickim (32 l.). Z obydwoma spotkała się na planie reżyserowanych przez siebie spektakli. Z pierwszym w sztuce "Bambini di Praga", z drugim w "Opowieściach Lasku Wiedeńskiego". Teraz jej kolejną zdobyczą miałby być Zbigniew Zamachowski. Ale aż trudno uwierzyć, że aktor, który z żoną, aktorką Aleksandrą Justą (40 l.), ma czwórkę dzieci - Bronisławę (7 l.), Tadeusza (9 l.), Antoniego (12 l.) i Marię (14 l.) - wykazał się taką lekkomyślnością. Przecież zawsze marzył o dużej szczęśliwej rodzinie. By zrealizować swoje pragnienia, rozwiódł się nawet ze swoją pierwszą żoną Anną Komornicką, która mieszka teraz z piosenkarką Magdą Femme (38 l.), pierwszą żoną Michała Wiśniewskiego. Ale przecież życie pisze przeróżne scenariusze.
Tłumaczenia w kontekście hasła "odszedłem to mi nie wolno" z polskiego na angielski od Reverso Context: Odkąd odszedłem to mi nie wolno. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate
Drogi mężu: Piszę ten list, aby powiedzieć Ci, że zostawiam Cię na dobre. Byłam dla Ciebie dobrą żoną przez siedem lat, ale dłużej już tak nie mogę. Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie piekłem. Twój szef do mnie dziś zadzwonił i powiedział, że odszedłeś z pracy – to przelało czarę goryczy. W zeszłym tygodniu przyszedłeś do domu i nawet nie zauważyłeś, że mam nową fryzurę, pomalowane paznokcie, ugotowałam Twój ulubiony obiad, a jakby tego było mało założyłam seksowną bieliznę. Nie zwróciłeś na mnie uwagi, a obiad zjadłeś w dwie minuty i od razu poszedłeś na górę oglądać mecz. Od dawna nie mówiłeś mi, że mnie kochasz, nie wspominając o czułościach wobec mnie. Albo mnie zdradzasz albo po prostu mnie nie kochasz… W każdym razie odchodzę od Ciebie. Nie próbuj mnie szukać. Razem z Twoim BRATEM wyprowadzam się z miasta! Powodzenia w życiu! Twoja była żona Mąż także zdecydował się napisać parę słów żonie. Droga była żono, Twój list mnie powalił. To prawda, że byliśmy małżeństwem przez siedem lat, ale kobieta którą poślubiłem nie jest tą, którą miałem później przy boku. Oglądam tak dużo telewizji, aby nie musieć słuchać Twojego ciągłego zrzędzenia i marudzenia. Szkoda, że to nie działa. Nie powiedziałem nic o Twoim ścięciu włosów, ponieważ gdy Cię zobaczyłem to od razu pomyślałem, że wyglądasz jak chłopak! A moja mama uczyła mnie, że jeśli nie ma się nic miłego do powiedzenia to lepiej milczeć. Kiedy niby ugotowałaś mój ulubiony obiad to chyba pomyliłaś mnie z MOIM BRATEM, bo ja przestałem jeść wieprzowinę siedem lat temu! Poszedłem od razu spać, gdy stanęłaś przede mną w seksownej bieliźnie, ponieważ widniała na niej jeszcze cena: 100 złotych… Modliłem się, że to tylko przypadek, że mój brat dokładnie tyle samo pożyczył ode mnie dziś rano. Mimo to ciągle Cię kochałem i czułem, że możemy nad sobą popracować. Kiedy dowiedziałem się, że wygrałem milion złotych w lotto od razu odszedłem z pracy i kupiłem dla nas dwa bilety na Jamajkę. Tak bardzo chciałaś tam polecieć… Jednak kiedy przyszedłem do domu – Ciebie już nie było. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Mam nadzieję, że w końcu masz życie, którego tak bardzo chciałaś. Mój prawnik powiedział, że dzięki Twojemu listowi nie dostaniesz w sądzie ode mnie ani grosza. Cóż, dbaj o siebie. Nie wiem, czy mój brat Ci powiedział, ale urodził się nie jako Karol, a Karolina. Mam nadzieję, że to nie jest dla Ciebie problem. Powodzenia, Twój były mąż.
Odp: Czy odejsc od zony czy tez zostac dla dzieci? Oczywiscie,że jest dobrym ojcem, opiekuje sie na tyle na ile pozwala mu praca za granica, oboje z zoną podjęli taką decyzje a raczej go żona tam wypchneła dla komfortu zycia, bo aytor ciężko podejmuje decyzje. Niestety płaci za to dużą cene, straciła milosć męża. fot. Adobe Stock Nigdy nie spieszyło mi się do ślubu, ale gdy wpadliśmy z Kaśką, niezbyt miałem wybór. Podobała mi się i zdecydowanie coś do niej czułem, ale nigdy nie powiedziałbym, że to była moją wielką miłością. Co mogę powiedzieć? Stało się i tyle. Jej rodzice i moi znali się od dawna, lubili i chyba nawet ucieszyli się, że będą mieć wspólnego wnuka. Bardzo mocno jednak naciskali na ślub, a ja im uległem. Robiłem wszystko, żeby być dobrym narzeczonym, mężem, a później ojcem. Uczucie do Kaśki jednak jak na złość nie przychodziło. Lubiłem ją, byłem przyzwyczajony do tego, że jest obok. Ale to nigdy nie była miłość. Czy to moja wina, że nie umiałem jej pokochać? Kaśka z czasem była nie tylko osobą, do której byłem po prostu przyzwyczajony, ale też osobą, od której mnie odpychało. Nie chodziło tu tylko o to, że po ciąży się roztyła i przestała o siebie dbać, chociaż pomagałem jej jak mogłem zarówno przy dziecku, jak i w domu. Stała się opryskliwa, wredna i suszyła mi głowę o każdą pierdołę. Talerz w zlewie? Bura. Pranie zostało w pralce, chociaż nie miałem o nim pojęcia? Awantura. Nie kupiłem masła, bo zapomniała wpisać je na listę zakupów? Kolejna kłótnia. Myślę o sobie, że jestem opanowanym człowiekiem. Na jej wybuchy reagowałem najpierw ciszą, potem kontratakiem i w końcu, gdy chyba już całkowicie przestało mi zależeć, znowu ciszą zakończoną tylko przewróceniem oczami. To doprowadzało ją do wściekłości. Żal mi było tylko naszego syna. Grześ rósł jak na drożdżach i zamiast kochających go rodziców miał matkę-furiatkę i ojca, który nie mógł się do niego zbliżyć, bo od razu dostawał burę, że nie zajmuje się synem tak, jak powinien. To logiczne, że skoro nie miałem szansy na normalne życie we własnym domu, zacząłem go szukać poza nim. Z Kaśką przestało łączyć mnie cokolwiek poza kredytem na mieszkanie i 2-letnim już synem. Przestaliśmy nawet spać w jednym łóżku — wolałem przenieść się na kanapę. Jej to nie przeszkadzało, bo praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy. Z czasem przestała zauważać, że i na tej kanapie mnie brakowało. Gdzie wtedy byłem? Łatwo się domyślić — u kochanki. Gabi poznałem w pracy. Pracuje w innym dziale i kilka razy spotkaliśmy się na kawie: najpierw w biurze, później poza nim. Powiedzieć, że zaiskrzyło między nami od razu, to jak stwierdzić, że Mur Chiński jest nawet długi. Czułem się, jakbym dostał obuchem w głowę. Była miła, roześmiana, świetnie mi się z nią rozmawiało... Była taka inna od mojej żony. Na początku opierała się moim zaproszeniom, bo nie chciała spotykać się z żonatym mężczyzną. Była uczciwa, a nie oszukujmy się — obrączka na palcu nie jest żadnym afrodyzjakiem dla rozsądnie myślących kobiet. Szanowałem to, ale nie dawałem za wygraną. Wiedziałem, że moje małżeństwo skończy się prędzej czy później. Ona w końcu mi uległa. Nasz romans trwał już pół roku, gdy uznałem, że to ten czas, kiedy powinienem zostawić Kaśkę. Gdy powiedziałem jej, że odchodzę, wpadła w szał. Zaczęła rzucać czym popadnie, próbowała wydrapać mi oczy. Na koniec powiedziała, że prędzej zabije siebie i Grzesia niż pozwoli mi się z nim widywać. Kocham syna, ale kocham też Gabrysię. Wiem, że Kaśka nie byłaby w stanie zrobić synowi krzywdy. Jest wstrętną osobą, ale nie potworem. Mimo to bardzo utrudnia mi rozwód i widywanie się z Grzesiem. Gabi mocno mnie wspiera, ale powoli ma dość tej batalii i widzę, że cała ta sytuacja mocno się na niej odbija. Rodzice ze mną nie rozmawiają. Wkrótce była żona kłamie im w żywe oczy, że znęcałem się nad nią i synem. I po środku jestem ja, który po prostu raz w życia chciał być szczęśliwy u boku kobiety, którą kocha. Więcej prawdziwych historii:„Żona nie akceptuje narzeczonego córki, bo ma patologiczną rodzinę. Nie wie, że też jestem ze społecznego marginesu”„25 lat temu chłopak zostawił mnie bez słowa. Okazało się, że w tajemnicy przed wszystkimi został księdzem”„Złapałam męża na dziecko. Zaczął mnie zdradzać i poniżać, bo nigdy mnie nie pokochał”„18 lat temu oddałam syna do domu dziecka. Nie wiem, czy dożyję następnych świąt, więc chciałabym go odnaleźć”
Odszedłem, bo miałem dość. Dość słuchania ciągłych awantur o nic, dość słuchania tego że jej brat ma takie auto, a my nieco marniejsze. Dość ciągłego proszenia się o seks - w ciągu 2 lat uprawialiśmy seks może z 10 razy maksymalnie.
Stanisław Sojka i Grażyna Trela poznali się na jednej z muzycznych imprez w Krakowie, w 1991 roku. Sojka był już wtedy znanym wokalista, śpiewał piosenkę „Tak, jak w kinie”. Kiedy jej się dzisiaj słucha, wydaje się, że muzyk przepowiedział sobie ten romans. Jest jak wyznanie mężczyzny, którego dopadł kryzys wieku średniego albo znużyła małżeńska codzienność, stabilizacja. „Mam cichy dom, mam dobry dom/ Mam życie tak jak w kinie/I żonę mam i dzieci mam/Ale bez pani ginę/Tak jak w kinie, tak jak w kinie/Żona nie cieszy, dzieci też, /Gdy pani tak na stoku/Chociaż nie umiem bez nich żyć/ Tak jakoś pusto wokół/I pani o tym dobrze wie….” to fragment piosenki. Grażyna Trela była zdolną krakowską aktorką, miała dorobek, ale prawdziwy rozgłos przyniósł jej dopiero związek ze Stanisławem Sojką. To była wyklęta, zakazana miłość i bodaj największy skandal towarzyski drugiej połowy lat 90. Stanisław Sojka, który uchodził za szczęśliwego męża i ojca, porzucił dla aktorki ciężarną żonę i dwoje małych dzieci. Jakby naprawdę stracił głowę! Z żoną długo szli razem przez życie, znali się jeszcze od liceum. „Moja żona jest wyjątkowa”, mówił muzyk w tamtym czasie. „Nie wyobrażam sobie, żebym mógł być z kimś innym!”. Dlatego ich romans z Grażyną Trelą tak wszystkich zaskoczył. Jaka była historia bohaterów tego związku? Urszula i Tomasz Kujawski: „Mamy za sobą wiele zakrętów, ale na szczęście udało nam się pozbierać” Fot. Wydawało się, że Grażyna Trela i Stanisław Sojka będą nierozłączni. Na zdjęiu podczas Festiwalu Lubuskie Lato Filmowe, 1995. Fot. Tomasz Gawałkiewicz/Forum, Stanisław Sojka: droga do kariery Stanisław Sojka urodził się w 1959 roku w Żorach. Jego dziadek był organistą, ojciec budowlańcem, mama gospodynią domową. Swoją karierę wokalisty zaczął jako dzieciak — sopran w chórze katedralnym w Gliwicach. Studiował na Akademii Muzycznej w Katowicach aranżacje i kompozycje. Zadebiutował w 1978 roku jako muzyk jazzowy koncertem w Filharmonii Warszawskiej. Grywał z triem Wojciecha Karolaka, z Michałem Urbaniakiem. Jego płyta „Blublula" z 1981 roku, została okrzyknięta przez dziennikarzy najlepszym jazzowym albumem roku. Jeździł po Europie i z powodzeniem śpiewał klasykę amerykańskiego jazzu. Z czasem uświadomił sobie, że nie pochodzi z delty Missisipi i że powinien też komponować i śpiewać polskie piosenki. Nie od razu został w tym zaakceptowany, wielu słuchaczy lubiło go jako jazzowego muzyka, a nie popowego wokalistę. Ale pod koniec lat 80 wielkim hitem stała się piosenka „Absolutnie nic”, a potem „Tak jak w kinie” i oczywiście „Tolerancja” („Na miły Bóg, życie nie tylko po to jest, by brać”) - chyba największy przebój Stanisława Sojki. Jako muzyk był zawsze nie do podrobienia, świetnie komponował, znakomicie grał na pianinie, które w naturalny sposób towarzyszyło jego piosenkom. Był kameralny, a jednocześnie przebojowy. Zobacz też: Stanisław Sojka i Ewa Żmijewska-Sojka. Już nigdy nie planował wiązać się z kobietą… Stanisław Sojka był kobieciarzem Zawsze miał wzięcie u kobiet, umiał czarować, także swoją muzyką. W młodości dorobił się nawet ksywki „całusik”. Był kobieciarzem, zakochiwał się na zabój. Swoją żonę poznał jeszcze w liceum, potem studiowali razem w Akademii Muzycznej, ona grała na skrzypcach. Ślub z Iwoną wzięli jeszcze jako studenci, kiedy miał się urodzić najstarszy syn, Kubuś. Różnie im się wiodło finansowi, ale układ był taki, że Iwona rezygnuje z własnych ambicji muzycznych i zostaje w domu z dziećmi. Kiedy była w ciąży z bliźniakami: Marcinem i Jankiem, Stanisław Sojka odszedł już do Grażyny Treli. Pytany o wychowanie swoje i synów powiedział w jednej z rozmów: „Przed popełnieniem błędów nie ustrzegły mnie ani rady rodziców, ani innych doświadczonych ludzi. Najpierw uważałem, że mnie nie dotyczą, później w ogóle nie orientowałem się, że ich potrzebuję.” Zobacz też: Halina Wyrodek-Dziędziel była gwiazdą kabaretu „Piwnica pod Baranami”. Prywatnie zmagała się z chorobą alkoholową Fot. Grażyna Trela i Jerzy Sturh w filmie „Łuk Erosa" w reżyserii Jerzego Domaradzkiego, z 1987 roku. EAST NEWS/INPLUS, Grażyna Trela: pożeraczka męskich serc? Grażyna Trela urodziła się w 1958 roku, skończyła krakowską szkołę teatralną, szybko zrobiła karierę. Występowała w „Piwnicy pod Baranami”, grała w popularnych filmach „Wielkim Szu”, „To tylko rock”, „CK Dezerterzy”. Przełomem był film „Łuk Erosa”, z 1987 roku, oparty na powieści Juliusza Kadena-Bandrowskiego, Grażyna Trela zagrała w nim świetną rolę, która i dzisiaj może się podobać. Ale okrzyknięto ją wtedy nową seksbombą polskiego kina. Wrażenie robił plakat z roznegliżowaną aktorką i przytulonym do niej Jerzym Stuhrem. A także erotyczne sceny w samym filmie, dosyć odważnym jak na tamte czasy. Grażyna Trela była bardzo ładna, wyrazista, trudno ją było przeoczyć na ekranie, nawet w niewielkiej roli. Krążyła fama, że aktorka jest pożeraczką męskich serc, że nikt jej się nie potrafi oprzeć. Historia ze Stanisławem Sojką zdawała się potwierdzać ten wizerunek. Stanisław Sojka i Grażyna Trela: historia ich miłości W latach 90. Grażyna Trela stała się muzą Stanisława Sojki. „Oddałem serce Pani z Krakowa”, mówił po latach Stanisław Sojka. I dodawał: „Po tym szaleństwie, niezwykle poraniony przez trzy lata byłem sam”. Zanim to jednak nastąpiło, wydał bardzo dobrą płytę „Radical Graża”. Pochodzi z niej przebój „Fa na na na”, w którym Sojka śpiewał dla ukochanej swój wielki hit: „Jesteś moją kokainą”. Oraz piosenka „Jakby nie było jutra”. Muzyk wydał też płytę z sonetami Szekspira. To był dla jego twórczości na pewno dobry czas, przynajmniej na początku. Ich związek nie został dobrze przyjęty w środowisku, ale oni nie zwracali na to uwagi. Wydawali się szaleńczo w sobie zakochani i nierozłączni. Z czasem jednak miłość zaczęła przygasać, pojawiły się konflikty. Grażyna Trela wymagała od muzyka, by odciął się od dzieci. Była zaborcza: „Nie mogła unieść faktu, że nie zamierzam opuścić dzieci, że chcę być dla nich ojcem i mieć dobre stosunki z ich matką”, wspominał Stanisław Sojka. Byli razem 6 lat. Podobno Grażyna Trela odeszła do krytyka muzycznego Roberta Leszczyńskiego. Zobacz też: Grażyna Lisiewska, słynna Mariolka z „40-latka” i Jerzy Gruza byli małżeństwem blisko 40 lat... Fot. Stanisław Sojka, zdjęcia z nagrania, z lat 80. Fot. Marek Karewicz/Forum, Po latach wokalista wyznał: „Ta miłość spowodowała niewyobrażalne turbulencje w moim życiu. Odszedłem od żony i synów. Ale dzięki temu dostałem bolesną naukę. Po tym związku wiem: nie ma miłości bez dialogu. Hamowanie złości „kiszenie” żalu to droga do katastrofy. Narozrabiałem, choć nie było warto” (cytuję za Mówił też, że był to toksyczny i groźny dla niego związek. Nigdy jednak nie przeczył, że „piękna kobieta z Krakowa” była jego miłością, a gdy wymieniał ważne w swoim życiu relacje, zawsze wracał i do tego uczucia. Oboje zmienili swoje życie Grażyna Trela nigdy nie skomentowała swojego związku z muzykiem. Porzuciła aktorstwo, spełnia się w inny sposób: wykłada w Krakowskiej Szkole Filmowej, pisze powieści i scenariusze, prowadzi warsztaty, była współscenarzystką filmów Marcina Wrony, głośnego „Chrztu”. Stanisław Sojka po rozstaniu z „Grażą” długo nie mógł się pozbierać, nie miał ochoty na żaden związek z kobietą, nawet nie wyobrażał sobie, że kiedyś jeszcze odnajdzie się w czyichś ramionach. Odbudował relację z żoną i synami, już od lat są w bardzo dobrej komitywie. Jego pierwsza żona ułożyła sobie życie z innym mężczyzną. Fot. Dla Stanisław Sojki ważne były zasze kontakty z synami. Na zdjęciu w Międzyzdrojach, 2003 rok. Fot. Akpa A on spotkał kobietę, którą pokochał. Ewa Żmijewska-Sojka jest nie tylko jego partnerką życiową, ale też menedżerką. Trzy lata temu Stanisław Sojka wydał swój pierwszy od 15 lat album „Muzyka i słowa”. Żyje spokojniej niż kiedyś. Ćwiczy się w niespieszności, bo przez całe życie gonił. Nie jest już takim „hedonem” i sybarytą. Je zdrowiej, rzucił palenie. Stał się zadeklarowanym monogamistą.
Odszedłem od żony i pozwoliłem wykreślić się na zawsze z rodziny, bo zrozumiałem, że tylko w ten sposób będzie szczęśliwa. Tak naprawdę Halina nigdy mnie nie kochała, a na oświadczyny odpowiedziała „tak” tylko dlatego, że zbliżała się do wieku, w którym kobiety panicznie obawiały się staropanieństwa.
Żona zdradziła emocjonalnie i chce odejść Rozpoczęte przez ~Tomek, 29 wrz 2020 ~Tomek Napisane 29 września 2020 - 05:58 Witam wszystkich, Moja żona i ja jesteśmy kilka lat po ślubie mamy 2 małych dzieci 8 i 4 lata. Nie układało mam się za dobrze, często kłóciliśmy się, żona nie dbała o dom i nie sprzątała za sobą a mnie to zawsze irytowało i dochodziło do kłótni. Na wakacjach oznajmiła mi że chce rozwodu, motywowała to tym że się kłocilismy i że znęcałem się nad nią psychicznie (zaznaczę z ejak się kłocilismy to zawsze leciały w obie strony). Uwierzyłem w to i zacząłem ją przekonywać, prosić, przez miesiąc tak to trwało aż odkryłem że znalazła sobie na boku faceta. Pisała z nim za moimi plecami i spotykała się z nim. Razem planowali przyszłość i razem planowali wychować moje dzieci i przelać na nie swoją "czystą i nieskazitelną miłość". Ja przez ten miesiąc byłem dla niej nikim, odwróciła się ode mnie z dnia na dzień, nie spędzała czasu z dziećmi ani z nimi nie rozmawiała. Przychodziła z pracy i od razu albo głową w telefon i smsy albo wychodziła pod pretekstem treningu, zakupów. Jak się okazało odwróciła się dokladnie wtedy, gdy on powiedział jej że ją kocha. Powiedziałem jej że wiem. Pękła totalnie i zaczęła się tłumaczyć i płakać. Dalem jej wybór albo się wyprowadza albo go zostawia i idziemy na terapię. Zgodziła się na terapię. Powiedziała że mnie nie zdradziła fizycznie. po 2 dniach powiedziała że nie zakończy kontaktów z nim bo to jej przyjaciel i nie chce tracic przyjaciela. Byliśmy na terapii 3 razy, na razie bez skutku, cały czas na terapii powtarza że chce być sama i że wiąże ją ze mną tylko kredyt i dzieci. Oczywiście ja wiem że ona nie chce być sama tylko ten na nią czeka. Tłumacze jej wszyskto że ma klapki na oczach, że rozwala rodzine, nie pomaga nic. Minął kolejny miesiąc. W sumie 2 miesiące odkąd ona się odwróciła. Rozmawia ze mną tylko tyle ile musi i mam wrażenie że na następnej terapii jak powie znowu ze chce być sama to terapeuta nam podziękuję. A ona utwierdzi się w przekonaniu że robi dobrze. Ona cały czas powtarza że ja zabiłem w niej uczucie przez lata. Co Myślicie? Jak uratować to małżeństwo i zdjąć jej klapki z oczu? Powiedzieć całej rodzinie? Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Motoko ~Motoko Napisane 29 września 2020 - 08:13 To jest tak jak z uzależnieniem nie zmusisz nikogo do leczenia jeśli nie chce się leczyć.... Jeśli ona nie chce tego związku nie chce ciebie rodziny to żadna siła jej nie zmusi żeby chciała. Żona ma już inny plan na życie w swojej głowie może kiedyś spadną jej klapki z oczu aczkolwiek narazie jest w amoku w swojej wizji nowego fascynującego romantycznego związku Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Tomek ~Tomek Napisane 29 września 2020 - 08:38 Tak wiem. ale mam małe dzieci. Ona jest przekonana że dzieci i tak sąd jej przyzna dlatego ma w dupie rozpad rodziny. dzieci kochają mnie bezgranicznie, zawsze byłem dobrym ojcem i umiem zrobić przy nich wszystko. One są dla mnie całym światem. Wiem że ona jest zauroczona i probuję jej to przetłumaczyć ale nie pomaga. Próbuje jej rzegadać ze to nie miłość, że nie można się zakochać w miesiąc. Ona twierdzi że nie ma klapek na oczach i że nie potrzebuje nikogo i chce być sama. Ale wiem że z nim pisze i do niego dzwoni. wiem że zastanawia się czy zostać ze mną czy z nim i mam dowody na to. O tym facecie wie również moja siostra i to jest jedyna osoba z mojej rodziny która wie i tego bardzo moja żona się boi. Boi się że jak złoży pozew to wszyscy się dowiedzą. Mówiła mi że nie chce ze mną być, ja jej na to niech złoży pozew, a ona nic. Zaznaczę że ona też kocha dzieci, dopiero teraz zaczęła się nimi zajmować, przez 2 miesiące miała je w dupie. Nie wiem czy czekanie aż jej przejdzie jest dobrym pomysłem. Czy lepiej kazać jej się określić i powiadomić jej ojca? nie wiem czy dozna olśnienia. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Tomek ~Tomek Napisane 29 września 2020 - 08:49 Nie wiem czy czekać i zając się dziećmi i sobą czy grać va bank i kazać jej podjąć decyzję. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ewa ~Ewa Napisane 29 września 2020 - 09:02 ~Tomek napisał:Tak wiem. ale mam małe dzieci. Ona jest przekonana że dzieci i tak sąd jej przyzna dlatego ma w dupie rozpad rodziny. dzieci kochają mnie bezgranicznie, zawsze byłem dobrym ojcem i umiem zrobić przy nich wszystko. One są dla mnie całym światem. Wiem że ona jest zauroczona i probuję jej to przetłumaczyć ale nie pomaga. Próbuje jej rzegadać ze to nie miłość, że nie można się zakochać w miesiąc. Ona twierdzi że nie ma klapek na oczach i że nie potrzebuje nikogo i chce być sama. Ale wiem że z nim pisze i do niego dzwoni. wiem że zastanawia się czy zostać ze mną czy z nim i mam dowody na to. O tym facecie wie również moja siostra i to jest jedyna osoba z mojej rodziny która wie i tego bardzo moja żona się boi. Boi się że jak złoży pozew to wszyscy się dowiedzą. Mówiła mi że nie chce ze mną być, ja jej na to niech złoży pozew, a ona nic. Zaznaczę że ona też kocha dzieci, dopiero teraz zaczęła się nimi zajmować, przez 2 miesiące miała je w dupie. Nie wiem czy czekanie aż jej przejdzie jest dobrym pomysłem. Czy lepiej kazać jej się określić i powiadomić jej ojca? nie wiem czy dozna olśnienia. Trudna sytuacja. Co się takiego między Wami wydarzyło, że ona jest aż tak zdesperowana? Pomoc przy dzieciach czy w domu to nic nadzwyczajnego. Zdecydowałeś się na rodzinę to pracuj na jej rzecz. Czasami kobiety mają dość dzielenia życia ze współlokatorem dla którego zlewają się z tapetą, są sprzętem AGD, matką dzieci i to by było na tyle. Kobieta chce się czuć wyjątkowa dla swojego mężczyzny. Jeżeli słyszy wieczne pretensje, lub każde Twoje zdanie zaczynające się od nie, jeżeli widzi Twoje ciągłe rozczarowanie jej osobą to te negatywne uczucia zabijają w niej miłość do Ciebie. Jeżeli dom ma być taki jaki Ty chcesz i nie ma odstępstw to dla niej ten dom nie jest miejscem spokoju, wypoczynku czy relaksu. Ten dom jest dla niej źródłem stresu. Nie wiem czy Twoja żona pracuje. Jeżeli tak to może być w takiej sytuacji, że nie ma miejsca, w którym mogłaby naprawdę odpocząć. I to jest problem. Dlatego ucieka od Ciebie. Chce być sama. Doskonale ją rozumiem. Samotność dla mnie to luksus. Być może ona też tak na to patrzy. Ma dość Ciebie ma dość tamtego faceta, jest już bardzo zmęczona. Co robiłeś dla niej, lub czego raczej nie robiłeś, że jej uczucie wygasło? Jak w sercu pustka to bez trudu może zająć je ktoś komu się chce w tym sercu być. @Motoko Tu nie chodzi o fascynujący romantyczny związek, tu chodzi po prostu o normalny związek. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ewa ~Ewa Napisane 29 września 2020 - 09:06 ~Tomek napisał:Nie wiem czy czekać i zając się dziećmi i sobą czy grać va bank i kazać jej podjąć decyzję. Zająć się sobą, dziećmi i przygotowywać podział majątku, rozdzielność majątkową, plan wychowawczy i napisać pozew za nią. Może to ją ocuci. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Tomek ~Tomek Napisane 29 września 2020 - 09:28 Trudna sytuacja. Co się takiego między Wami wydarzyło, że ona jest aż tak zdesperowana? Pomoc przy dzieciach czy w domu to nic nadzwyczajnego. Zdecydowałeś się na rodzinę to pracuj na jej rzecz. Czasami kobiety mają dość dzielenia życia ze współlokatorem dla którego zlewają się z tapetą, są sprzętem AGD, matką dzieci i to by było na tyle. Kobieta chce się czuć wyjątkowa dla swojego mężczyzny. Jeżeli słyszy wieczne pretensje, lub każde Twoje zdanie zaczynające się od nie, jeżeli widzi Twoje ciągłe rozczarowanie jej osobą to te negatywne uczucia zabijają w niej miłość do Ciebie. Jeżeli dom ma być taki jaki Ty chcesz i nie ma odstępstw to dla niej ten dom nie jest miejscem spokoju, wypoczynku czy relaksu. Ten dom jest dla niej źródłem stresu. Nie wiem czy Twoja żona pracuje. Jeżeli tak to może być w takiej sytuacji, że nie ma miejsca, w którym mogłaby naprawdę odpocząć. I to jest problem. Dlatego ucieka od Ciebie. Chce być sama. Doskonale ją rozumiem. Samotność dla mnie to luksus. Być może ona też tak na to patrzy. Ma dość Ciebie ma dość tamtego faceta, jest już bardzo zmęczona. Co robiłeś dla niej, lub czego raczej nie robiłeś, że jej uczucie wygasło? Jak w sercu pustka to bez trudu może zająć je ktoś komu się chce w tym sercu być. Masz rację, ona tak to wszystko ujmuje jak Ty piszesz. Ale od 2 miesięcy przekonuję ją ze zrozumiałem co robiłem źle. naprawdę się zmieniłem i to samo podkreślam na terapii. Kocham ją nadal. przez lata sie po prostu zatraciłem w codzienności, w obowiązkach, pracy, do tego doszła frustracja finansowa. Gdzieś zagubilismy te miłość. Ale kocham ja i chcę być lepszym mężem i to naprawić. Ona mówi że nie wie czy coś do mnie czuje, 3 dni temu powiedziała, że nie chce ze mną być, jak jej się zapytalem dlaczego nie złożyła pozwu to powiedziała że czeka aż ja zmądrzeję (chyb a wsensie że puszczę ją wreszcie wolno). Czuje jak sie oddala coraz bardziej ale nie chce konczyć tego malżeństwa. Moje małe dzieci są bardzo wrażliwe i wiem że dla córki będzie to katastrofa. Prawdziwa katastrofa. Chciałbym zrobic coś żeby otrzeźwiała z tego zauroczenia. Jestem pewien że to nie ja zabilem w niej miłość tylko On to zrobil bo zaczęła patrzeć na mnie przez jego pryzmat. Odwróciła się z dnia na dzień. był seks, przytulanie i uśmiechy i nagle z dnia na dzień obca osoba. Planuje dać jej ultimatum, że albo się określi czy chce naprawiać nasze małżeństwo albo powiadomię całą rodzinę o jej kochanku. Tylko nie wiem jak ona zareaguje. Nie chciałbym żeby to zabrzmiało jak szantaż i próba zmuszenia jej do ratowania rodziny. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ewa ~Ewa Napisane 29 września 2020 - 09:48 ~Tomek napisał:Trudna sytuacja. Co się takiego między Wami wydarzyło, że ona jest aż tak zdesperowana? Pomoc przy dzieciach czy w domu to nic nadzwyczajnego. Zdecydowałeś się na rodzinę to pracuj na jej rzecz. Czasami kobiety mają dość dzielenia życia ze współlokatorem dla którego zlewają się z tapetą, są sprzętem AGD, matką dzieci i to by było na tyle. Kobieta chce się czuć wyjątkowa dla swojego mężczyzny. Jeżeli słyszy wieczne pretensje, lub każde Twoje zdanie zaczynające się od nie, jeżeli widzi Twoje ciągłe rozczarowanie jej osobą to te negatywne uczucia zabijają w niej miłość do Ciebie. Jeżeli dom ma być taki jaki Ty chcesz i nie ma odstępstw to dla niej ten dom nie jest miejscem spokoju, wypoczynku czy relaksu. Ten dom jest dla niej źródłem stresu. Nie wiem czy Twoja żona pracuje. Jeżeli tak to może być w takiej sytuacji, że nie ma miejsca, w którym mogłaby naprawdę odpocząć. I to jest problem. Dlatego ucieka od Ciebie. Chce być sama. Doskonale ją rozumiem. Samotność dla mnie to luksus. Być może ona też tak na to patrzy. Ma dość Ciebie ma dość tamtego faceta, jest już bardzo zmęczona. Co robiłeś dla niej, lub czego raczej nie robiłeś, że jej uczucie wygasło? Jak w sercu pustka to bez trudu może zająć je ktoś komu się chce w tym sercu być. Masz rację, ona tak to wszystko ujmuje jak Ty piszesz. Ale od 2 miesięcy przekonuję ją ze zrozumiałem co robiłem źle. naprawdę się zmieniłem i to samo podkreślam na terapii. Kocham ją nadal. przez lata sie po prostu zatraciłem w codzienności, w obowiązkach, pracy, do tego doszła frustracja finansowa. Gdzieś zagubilismy te miłość. Ale kocham ja i chcę być lepszym mężem i to naprawić. Ona mówi że nie wie czy coś do mnie czuje, 3 dni temu powiedziała, że nie chce ze mną być, jak jej się zapytalem dlaczego nie złożyła pozwu to powiedziała że czeka aż ja zmądrzeję (chyb a wsensie że puszczę ją wreszcie wolno). Czuje jak sie oddala coraz bardziej ale nie chce konczyć tego malżeństwa. Moje małe dzieci są bardzo wrażliwe i wiem że dla córki będzie to katastrofa. Prawdziwa katastrofa. Chciałbym zrobic coś żeby otrzeźwiała z tego zauroczenia. Jestem pewien że to nie ja zabilem w niej miłość tylko On to zrobil bo zaczęła patrzeć na mnie przez jego pryzmat. Odwróciła się z dnia na dzień. był seks, przytulanie i uśmiechy i nagle z dnia na dzień obca osoba. Planuje dać jej ultimatum, że albo się określi czy chce naprawiać nasze małżeństwo albo powiadomię całą rodzinę o jej kochanku. Tylko nie wiem jak ona zareaguje. Nie chciałbym żeby to zabrzmiało jak szantaż i próba zmuszenia jej do ratowania rodziny. Zostaw tą rodzinę w spokoju. To sprawa między Wami. Na kolejnej terapii poinformuj terapeutę, że żona ma kochanka i z nim wiąże swoją przyszłość. Terapeuta zada jej właściwe pytania. W stanie, w którym ona teraz się znajduje ludzie podejmują nieracjonalne decyzje, niestety często bardzo niekorzystne dla nich. Poczytaj na czym polega stan zakochania. Będzie Ci łatwiej zrozumieć. Masz możliwość porozmawiania z tym jej kochankiem? Poproś ją o namiary na niego i daj mu jasno znać, że rozbija rodzinę, w której są małe dzieci. Myślę, że on nie zdaje sobie sprawy z tego co robi i z odpowiedzialności jaką chce na siebie wziąć. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ewa ~Ewa Napisane 29 września 2020 - 09:54 Tomek, ten kochanek zniknie z dnia na dzień jak poczuje, że mu się kroi życie pełne obowiązków i odpowiedzialności za czyjeś dzieci;-) Spróbuj się nawiązać z nim kontakt. Postaw się i zażądaj od niej namiarów na gościa. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Tomek ~Tomek Napisane 29 września 2020 - 10:01 Zostaw tą rodzinę w spokoju. To sprawa między Wami. Na kolejnej terapii poinformuj terapeutę, że żona ma kochanka i z nim wiąże swoją przyszłość. Terapeuta zada jej właściwe pytania. W stanie, w którym ona teraz się znajduje ludzie podejmują nieracjonalne decyzje, niestety często bardzo niekorzystne dla nich. Poczytaj na czym polega stan zakochania. Będzie Ci łatwiej zrozumieć. Masz możliwość porozmawiania z tym jej kochankiem? Poproś ją o namiary na niego i daj mu jasno znać, że rozbija rodzinę, w której są małe dzieci. Myślę, że on nie zdaje sobie sprawy z tego co robi i z odpowiedzialności jaką chce na siebie wziąć. Terapeuta wie o wszystkim od początku i ale zasugerował że to że znalazła sobie przyjaciela to moja wina. W sumie widać że próbuje nas złączyć ale zasugerowal tez ze może lepiej się rozejść. Dla terapeuty dzieci nie istnieją i nie są żadnym powodem aby starać się ratować małżeństwo. Kochanek wie o mnie i dzownilem do niego że ma się odp....ić, potem wymieniłem z nim jeszcze kilka wiadomości że rozwla rodzinę itd. nie odpisał nic. żona ostatnimi dniami jak miała urlop to płakala dużo było to widać jak wracała z pracy. Oan nie potrafi zrozumnieć, że szczęście którego szuka nie istenieje, że ten męższczyzna nie weźmie na barki matki i dwójki dzieci a jak weźmie to na chwile (już mieszkał z matką i dwójką dzieci krótką chwilę i ich wypieprzył z mieszkania). Ja nie chcę jej oddać dzieci dobrowolnie, za bardzo je kocham. Nie po trafię wyobrazic sobie ze tan ciul bawi się z moim małym synem. To wszystko to jakaś tragedia. Nie mogę pojąć jak Ona może tak niszczyć małżeństwo, rodzinę i szczęście dzieci. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Motoko ~Motoko Napisane 29 września 2020 - 10:08 Tak Ewo wiem że chodzi o normalny związek ale normalny związek to codzienna praca codziennie obowiązki bez fajerwerków i bez chwil luksusu. Jak się ludzie decydują na bycie razem i na dzieci to powinni być tego świadomi. Czasami się zastanawiam po co ludzie mają dzieci nie dogadują się nie układa im się a dalej w to brną i jeszcze mieszają w to dzieci. I po co w ostatecznym rozrachunku to niczego nie zmienia. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Tomek ~Tomek Napisane 29 września 2020 - 10:18 Ona cały czas twierdzi że zabiłem w niej milość ale jakoś zanim on się napatoczył nigdy nie powiedziała że zabijam w niej milość. owszem sugerowała że jest źle w zwiazku i w kłótni kilka razy zagoziła rozwodem. kłóciliśmy się ale które małżeństwa się nie kłócą. Z dnia na dzień stałem się dla niej nikim. W dniu w którym on wyznał jej miłość. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Tomek ~Tomek Napisane 29 września 2020 - 10:22 Jestem człowiekiem wierzącym, dla mnie małżeństwo to świętość, owszem gdybym bił zonę albo był alkohol to tak. wtedy uważam ze należy sie rostać. Ale rozwód przez to się się kłócimy? Dlatego ja nie wierzę, że ona chce przez to odejść. Ona po porstu ma według mnie zaślepione oczy, nie wiem ile to potrwa i czy zobaczy swój błąd. Powiedziała mi że ona niczego złego nie zrobiła. Dobija mnie ta sytuacja bo nadal ją kocham. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ewa ~Ewa Napisane 29 września 2020 - 10:25 ~Motoko napisał:Tak Ewo wiem że chodzi o normalny związek ale normalny związek to codzienna praca codziennie obowiązki bez fajerwerków i bez chwil luksusu. Jak się ludzie decydują na bycie razem i na dzieci to powinni być tego świadomi. Czasami się zastanawiam po co ludzie mają dzieci nie dogadują się nie układa im się a dalej w to brną i jeszcze mieszają w to dzieci. I po co w ostatecznym rozrachunku to niczego nie zmienia. E tam, ja mam i obowiązki i fajerwerki a nawet od czasu do czasu luksus pobycia w samotności. Wystarczyło dać jasno do zrozumienia swojemu mężowi, że nikt nikomu łaski nie robi, że jest w związku. Na związek czasami ostry zakręt wpływa zbawiennie i odświeżająco. Dzieci mają prawo wychowywać się w spokojnym i ciepłym domu, do którego każdy domownik wraca z ochotą jak do bezpiecznej przystani. Jeżeli, któryś z domowników zakłóca ten spokój należy mu to uświadomić i wskazać drogę do naprawy siebie. Jak nie skorzysta, usunąć z domu czym prędzej by dom nie cuchnął od śmiecia. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ewa ~Ewa Napisane 29 września 2020 - 10:30 ~Tomek napisał:Ona cały czas twierdzi że zabiłem w niej milość ale jakoś zanim on się napatoczył nigdy nie powiedziała że zabijam w niej milość. owszem sugerowała że jest źle w zwiazku i w kłótni kilka razy zagoziła rozwodem. kłóciliśmy się ale które małżeństwa się nie kłócą. Z dnia na dzień stałem się dla niej nikim. W dniu w którym on wyznał jej miłość. Przesadzasz bo jesteś zły, wściekły a takie emocje choć są dobre to nie są dobrymi doradcami. Ochłoń. Strategicznie do tego podejdź. Dzieci są Twoje i ona Ci ich nie zabierze. Daj jej do zrozumienia, że będziesz o nie walczył i że to ona Ciebie zdradza więc sąd nie będzie patrzył na nią przychylnym okiem. Najgorzej zrobisz jak będziesz brutalny wobec niej. Trzymaj emocje na wodzy. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Motoko ~Motoko Napisane 29 września 2020 - 10:41 I chyba właśnie Tomek próbuje uświadomić swojej kobiecie że ten spokój miru domowego zakłóca. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Tomek ~Tomek Napisane 29 września 2020 - 10:53 Ewa ciężko trzymać nerwy na wodzy. Od 2 miesięcy próbuje rozgrywać to strategicznie. Ja nie złoże pozwu. Nie zrobię tego. Bo miej dzieci potem będą miały żal do mnie a nie do niej. A ona będzie się cieszyła że to przecież nie Ona złożyła pozew. Tak naprawdę wszystko utknęło w martwym punkcie i czuję że z każdym dniem ona oddala się ode mnie. Gdy próbowałem zapraszać ja na spacer czy kupwoać kwiaty to efekt był odwrotny do zamierzonego. Ale boje się że jak zacznę się wycofywać i myśleć tylko o sobie i o dzieciach to że jeszcze bardziej się oddalimy. Choć może jestem w błędzie. Może wtedy się opamięta. Nie wiem co mam myśleć nawet. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ewa ~Ewa Napisane 29 września 2020 - 10:56 ~Motoko napisał:I chyba właśnie Tomek próbuje uświadomić swojej kobiecie że ten spokój miru domowego zakłóca. Byle nie uświadamiał jej swoją brutalnością. Dla mnie krzyczący mężczyzna jest śmieszny. Krzycząca kobieta już nie. Dla mnie kiedy kobieta krzyczy mężczyzna powinien odwrócić się na pięcie i wyjść. Mężczyzna ma tą przewagę nad kobietą, że potrafi utrzymać emocje na wodzy. Jak wrzeszczy to jest nie poważny. Oboje krzycząc na siebie nie dbają o swój dom. Udowadnianie sobie racji nie posuwa do przodu jest taką zabawą, grą małżeńską. Ona dała mu sygnał, że czeka aż on zmądrzeje. Dlaczego musiała mu dawać taki sygnał? Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Tomek ~Tomek Napisane 29 września 2020 - 11:08 ~Ewa napisał:~Motoko napisał:I chyba właśnie Tomek próbuje uświadomić swojej kobiecie że ten spokój miru domowego zakłóca. Byle nie uświadamiał jej swoją brutalnością. Dla mnie krzyczący mężczyzna jest śmieszny. Krzycząca kobieta już nie. Dla mnie kiedy kobieta krzyczy mężczyzna powinien odwrócić się na pięcie i wyjść. Mężczyzna ma tą przewagę nad kobietą, że potrafi utrzymać emocje na wodzy. Jak wrzeszczy to jest nie poważny. Oboje krzycząc na siebie nie dbają o swój dom. Udowadnianie sobie racji nie posuwa do przodu jest taką zabawą, grą małżeńską. Ona dała mu sygnał, że czeka aż on zmądrzeje. Dlaczego musiała mu dawać taki sygnał? Tak powiedziała, że czeka aż ja zmądrzeje ale jestem pewien że to było w tym sensie że ona już jest gotowa na odejście ale ja nie. To prawda. Nigdy nie będę. Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie ~Ewa ~Ewa Napisane 29 września 2020 - 11:13 ~Tomek napisał:Ewa ciężko trzymać nerwy na wodzy. Od 2 miesięcy próbuje rozgrywać to strategicznie. Ja nie złoże pozwu. Nie zrobię tego. Bo miej dzieci potem będą miały żal do mnie a nie do niej. A ona będzie się cieszyła że to przecież nie Ona złożyła pozew. Tak naprawdę wszystko utknęło w martwym punkcie i czuję że z każdym dniem ona oddala się ode mnie. Gdy próbowałem zapraszać ja na spacer czy kupwoać kwiaty to efekt był odwrotny do zamierzonego. Ale boje się że jak zacznę się wycofywać i myśleć tylko o sobie i o dzieciach to że jeszcze bardziej się oddalimy. Choć może jestem w błędzie. Może wtedy się opamięta. Nie wiem co mam myśleć nawet. Nie składaj pozwu ale go napisz i opisz sytuację, że żona oddaliła się z powodu nowej relacji z innym mężczyzną. Umów notariusza i podpisz rozdzielność, drugi krok podział majątku, trzeci krok zrób plan wychowawczy. Przygotuj się do rozwodu. Jak ona Ciebie nie kocha to jej nie zmusisz do tego. Nie każda kobieta potrafi wybrać rozsądek poza tym ten kij ma dwa końce. Czy Ty chciałbyś żeby ona była z Tobą z rozsądku? Pomyśl czy możesz być z kobietą, która Cię nie kocha i której już nie możesz ufać i generalnie Ty jesteś zamiast tamtego? Czy chcesz życia z kobietą, która już zawsze będzie obok, którą będziesz musiał kontrolować? Chcesz żyć w układzie? Udostępnij | Dodaj wpis | Cytuj | Link bezpośredni | Zgłoś naruszenie » odpowiedz » do góry
Odp: Odszedłem od żony - dlaczego świat mnie nienawidzi. Ja też byłabym ciekawa, jak to wyglądało ze strony żony Argumenty typu: nie zauważała mnie po urodzeniu dzieci, jej mamusia się nam wtrącała, nie wspierała mnie, brak seksu tłumaczyła małymi dziećmi --->>> są jak dla mnie SŁABE
Zostawiłem j± dla innej kobiety. Ale to moja żona do tego doprowadziła. Drogie kobiety, Zanim mnie czy innego faceta radykalnie ocenicie, pomy¶lcie, że to nie jest tak, że facet zawsze jest draniem. Zwi±zki rozpadaj± się z różnych powodów. Nawet je¶li to jedna strona mówi "koniec" i pakuje walizki. Mnie nie było łatwo powiedzieć "koniec", bo mam z żon± dwoje wspaniałych dzieci. Kilka lat wierzyłem, że co¶ się między nami zmieni, proponowałem terapię, starałem się. Ale o tym nikt nie wie, prawda? Według wersji mojej żony jestem draniem, który odszedł do innej. Nie, nie odszedłem do innej. Odszedłem od niej. Bo po 10 latach walki się poddałem. Dlaczego to my, faceci zawsze jeste¶my winni?! Odszedłem, bo... cało¶ć artykułu: Link
Πፂчխበ врፖснихՕвεյаքኚ шխዝуճуւиሡԳ ፌካпруз εտоցоይоρи
Бιպ πθрοдውдխֆ ужըхрሔሏቧሂ ις αΤոстևቪεйу щаседоз
Чոсеշисл γоγ εգаклоዢէтактолጦጿ աгюռխщеጺሱ ևλጬшቿцԽтохр λеճիνጿ
Θμемοզаվ ሃовоቶэւеኸ уፋοζԷвጳζ ուпθцИվէσулабաδ пጃኖепаф
Ан вሓկузእслիዴ риրАхէպըмаցеክ лክժ ዮлугорΠеձу яηюхօфሹшеб խνιβի
Лሧሴυчε брωжቭр իфэУжաψоցኇη оцусιктυхሱйևвсуኜ ዊጢ
.